Obserwatorzy

piątek, 27 listopada 2009

Wyzysk

Prawie koniec listopada, a tu moi kochani gorąc jak na wiosnę. Opowiadała mi kiedyś ciotka Rozamunda, ze strony ciotecznej babki, od mego ojca Kalasantego, że kiedyś przed wojną jeszcze, taki ciepły grudzień był. Ona z koleżankami na dzień czy dwa przed Wiliją do lasu poszły i na postną kolację świeżuteńkich grzybów pełne kosze do domu przyniosły. No, ale wtedy żadne wirusy w powietrzu nie latały i ludzie z ciepła tylko cieszyli się. Bo to moi drodzy ile się na opale zaoszczędziło? Moc! a teraz znów , każdy narzeka , że w tym cieple to te choróbska dobrze sobie żyją i ani myślą ginąć.
A znowu , gdzieś tak z tydzień temu Bezatowa z Ciesielska do wójta ze skargą poszły. No bo nasz wójt stale nawołuje żeby każdy koło domu porządek miał, a już jesienią to szczególnie, bo liście zgniłe gniją i czas je na kompost dać. a tu koło biura wójta baby zobaczyły pryzmę niemała, liście juz zbutwiały i cuchnąć zaczęły , a na nich parę butelek po piwie i reklamówek , no i kupa kapuścianych liści. Więc baby wójtowi nagadały ile wlezie, ale on się tak do końca im nie dał. Co prawda posprzątać zarutko kazał, ale baby zapytał chytrze, czy nie wiedzą kto to u nas w Fujarkach najostatniej kapustę kisił. No i wyszło, że to Maliszewska z ciotką Tyrałową, te liście nocą wójtowi podrzuciły! No i tak się skończyło że i wstyd i śmiech był.
A wiecie wy skąd nasz kochany wójt ludzi do sprzątania bierze? A prosto ...spod naszej spółdzielni. Nie, nie baby z dzieciskami nie ruszy, ale jak widzi chłopa co z winem , albo i z piwskiem w dzień biały ze schodków powoluśku złazi, zaraz mu miotłę, albo łopatę w garść daje i półgodziny roboty publicznej zaliczyć każe.
Mnie tam się taki wyzysk podoba, a znów Szybilska mówi, że to nieludzkie. No i nic dziwnego, że ona jest przeciwna. Żaden z naszych chłopów tyle tego wyzysku nie doznał co jej stary Wiercisław Szybilski.

piątek, 6 listopada 2009

Dołek

Czasami to mi się tak nic nie chce , że aż zęby bolą. I to nic, a nic się nie chce.Kompletnie!
Kiedyś tak nie było, no ale kiedyś to człowiek był młody, nawet brwi i usta se malował i perfumą się skropił. Moja świętej pamięci mamusia mówiła tak: „nie pomoże blansz i róż, kiedy baba stara już“. I miała rację.

W mieście to jakoś inaczej, ale u nas na wsi, a już szczególnie w Fujarkach to wiele rzeczy po prostu nie wypada i już.
Ja tu wam o starości gadam , bo to już listopad na tym bożym świecie nastał, a wiadomo ,że jak liście z drzew lecą, to człowiekowi całe życie przed oczami razem z tymi liśćmi leci. I jak te liście różne kolory mają, tak i wspomnienia raz kolorowe i wesołe, a znowu za chwilę ciemne i wilgotne ku ziemi lecą.
E, co byś człowieku nie robił plecy z tyłu, a na ich końcu jak wiadomo ...dupa.
Nazwa listopada jest oczywista, ale czy wszyscy wiedzą od czego nazwa października pochodzi? Dzieci to na pewno nie, bo i żadne już do książek Konopnickiej nie zagląda. A to właśnie w październiku len się z wody z moczenia wyjmowało i obijało jego włókna z całych sił, żeby mocne tkanki wydobyć na wierzch. A te wierzchnie i słabe wysoko i szeroko wiatr po okolicy roznosił. I to właśnie były paździerze.
Dziadek mój Józefat tkaczem był. Na drewnianym warsztacie płótno tkał. Mówiło się na ten warsztat „cikaty likaty“. A jak już płótna natkał , brał je w chustę, zarzucał na plecy i po wioskach je sprzedawał. I ani samochodu, ani nawet roweru nie miał, bo i skąd? Może jakiś wózek? Nie wiem. Tyle tylko wiem, że ojciec mój jako najstarszy syn, często musiał z dziadkiem chodzić, żeby pomóc rodzicom w utrzymaniu gromadki dzieci. I tak to biedakowi w krew weszło, że dlugo jeszcze, nawet jak już żonaty z mamusią był o rodzeństwo swe się troszczył. A ono stale chciało go wykorzystywać . No, ale mama była bystra , silna i w końcu mu wszystko wytłumaczyła. Pokazała gdzie rodzinę ma . I w końcu zrozumiał.
Wybaczcie, ale czy to pogoda, czy późna jesień takie spustoszenie na ludzkiej duszy robi, że człowiek jakby od środka sechł jak szczapy co przy kominie leżą. Aż strach bierze.
Pójdę więc do starej Ciesielskiej, wróżb i przepowiedni jej posłucham, no i kielonek dereniówki przechylę. Muszę. Bo jak nie, to mi się ta moja stara dusza do końca rozeschnie.