Mówią, że święta, święta i po świętach, a u mnie w chałupie ozdóbek wielkanocnych moc. W każdym kątku po kurczątku, nie licząc stadka baranków i kopy jaj.
A propos baranków, a właściwie baranów, to wam powiem moi kochani, że całkiem niechcący okazało się, że ciotka Rezydentka, co to jak mówiono we wsi została porwana przez cyganów się odnalazła.
Niechcący, bo rodzina Ciesielskich nie chciała, żeby po wsi rozniosło się, że staruszka ma dość życia na wsi. Postanowiła bowiem, że ze swoją rodzoną rodziną już się była dosyć nażyła i teraz ma chęć bezprzytomną zamieszkać w mieście powiatowym u rodziny swego nieboszczyka męża. Ona sama, znaczy się owa ciotka, tę cygańska chustę podrzuciła na górce chałupy, żeby uwagę od swojej ucieczki odwrócić. Nie chciała chyba , żeby gadali o niej , że na starość coś jej się w głowie poprzestawiało. No, ale wszystkie te zabiegi na nic, bo ludzie stale o niczym innym nie gadają. Tak jakby ona nie od rodziny kochającej, ale co najmniej z więzienia Guantánamo zbiegła. Jak zapewne wiecie plotka wyleci wróblem, a wróci orłem, tak więc dziś rano usłyszałam od Pawłowskiej jakoby starucha na porwanym prześcieradle z okna swojej izdebki na dół się spuściła! A znowuż Karpa mówi, że ktoś z Radzimińskich widział ją z obcym, młodym chłopem w pekaesie do Zakopanego .
Ja tam plotek nie lubię, więc już od siebie nie dodam, co mi się osobiście widzi, że Rezydentkę rodzina jej nieboszczyka chce do goła z precjozów oczyścić, a potem babę na powrót do Fujarek podrzucą i tyle.
Ale nasz posterunkowy zły jak diabli. Już się biedakowi zdawało, że trupa w Fujarkach, albo okolicy znajdzie i tak poprowadzi sprawę morderstwa, że awans i premia go nie ominą.
A tu zamiast sprawy kryminalnej nadal musi kur Borgowej po wsi szukać i zagubione wnusie Bezatowej z lasu do domu doprowadzać.
Ja też smutnawa jestem.
Nie żebym ciotce Rezydentce śmierci życzyła, co to to nie, ale lubię jak coś ciekawego wokół mnie się dzieje.
Wszędzie jakiś rwetes, kłótnie i awantury. Nawet w sejmie tylko patrzeć jak się zaczną wyzywać od najgorszych i kułakami po gębach okładać.
A u nas nic. Cisza i spokój. Proboszcz z wójtem w domino grają, a w sklepie u ryżej Róży Rychlik lody się pokazały.
Znak, że lato idzie.
A propos baranków, a właściwie baranów, to wam powiem moi kochani, że całkiem niechcący okazało się, że ciotka Rezydentka, co to jak mówiono we wsi została porwana przez cyganów się odnalazła.
Niechcący, bo rodzina Ciesielskich nie chciała, żeby po wsi rozniosło się, że staruszka ma dość życia na wsi. Postanowiła bowiem, że ze swoją rodzoną rodziną już się była dosyć nażyła i teraz ma chęć bezprzytomną zamieszkać w mieście powiatowym u rodziny swego nieboszczyka męża. Ona sama, znaczy się owa ciotka, tę cygańska chustę podrzuciła na górce chałupy, żeby uwagę od swojej ucieczki odwrócić. Nie chciała chyba , żeby gadali o niej , że na starość coś jej się w głowie poprzestawiało. No, ale wszystkie te zabiegi na nic, bo ludzie stale o niczym innym nie gadają. Tak jakby ona nie od rodziny kochającej, ale co najmniej z więzienia Guantánamo zbiegła. Jak zapewne wiecie plotka wyleci wróblem, a wróci orłem, tak więc dziś rano usłyszałam od Pawłowskiej jakoby starucha na porwanym prześcieradle z okna swojej izdebki na dół się spuściła! A znowuż Karpa mówi, że ktoś z Radzimińskich widział ją z obcym, młodym chłopem w pekaesie do Zakopanego .
Ja tam plotek nie lubię, więc już od siebie nie dodam, co mi się osobiście widzi, że Rezydentkę rodzina jej nieboszczyka chce do goła z precjozów oczyścić, a potem babę na powrót do Fujarek podrzucą i tyle.
Ale nasz posterunkowy zły jak diabli. Już się biedakowi zdawało, że trupa w Fujarkach, albo okolicy znajdzie i tak poprowadzi sprawę morderstwa, że awans i premia go nie ominą.
A tu zamiast sprawy kryminalnej nadal musi kur Borgowej po wsi szukać i zagubione wnusie Bezatowej z lasu do domu doprowadzać.
Ja też smutnawa jestem.
Nie żebym ciotce Rezydentce śmierci życzyła, co to to nie, ale lubię jak coś ciekawego wokół mnie się dzieje.
Wszędzie jakiś rwetes, kłótnie i awantury. Nawet w sejmie tylko patrzeć jak się zaczną wyzywać od najgorszych i kułakami po gębach okładać.
A u nas nic. Cisza i spokój. Proboszcz z wójtem w domino grają, a w sklepie u ryżej Róży Rychlik lody się pokazały.
Znak, że lato idzie.