Obserwatorzy

piątek, 29 kwietnia 2011

Lody

Mówią, że święta, święta i po świętach, a u mnie w chałupie ozdóbek wielkanocnych moc. W każdym kątku po kurczątku, nie licząc stadka baranków i kopy jaj.
A propos baranków, a właściwie baranów, to wam powiem moi kochani, że całkiem niechcący okazało się, że ciotka Rezydentka, co to jak mówiono we wsi została porwana przez cyganów się odnalazła.
Niechcący, bo rodzina Ciesielskich nie chciała, żeby po wsi rozniosło się, że staruszka ma dość życia na wsi. Postanowiła bowiem, że ze swoją rodzoną rodziną już się była dosyć nażyła i teraz ma chęć bezprzytomną zamieszkać w mieście powiatowym u rodziny swego nieboszczyka męża. Ona sama, znaczy się owa ciotka, tę cygańska chustę podrzuciła na górce chałupy, żeby uwagę od swojej ucieczki odwrócić. Nie chciała chyba , żeby gadali o niej , że na starość coś jej się w głowie poprzestawiało. No, ale wszystkie te zabiegi na nic, bo ludzie stale o niczym innym nie gadają. Tak jakby ona nie od rodziny kochającej, ale co najmniej z więzienia Guantánamo zbiegła. Jak zapewne wiecie plotka wyleci wróblem, a wróci orłem, tak więc dziś rano usłyszałam od Pawłowskiej jakoby starucha na porwanym prześcieradle z okna swojej izdebki na dół się spuściła! A znowuż Karpa mówi, że ktoś z Radzimińskich widział ją z obcym, młodym chłopem w pekaesie do Zakopanego .
Ja tam plotek nie lubię, więc już od siebie nie dodam, co mi się osobiście widzi, że Rezydentkę rodzina jej nieboszczyka chce do goła z precjozów oczyścić, a potem babę na powrót do Fujarek podrzucą i tyle.
Ale nasz posterunkowy zły jak diabli. Już się biedakowi zdawało, że trupa w Fujarkach, albo okolicy znajdzie i tak poprowadzi sprawę morderstwa, że awans i premia go nie ominą.
A tu zamiast sprawy kryminalnej nadal musi kur Borgowej po wsi szukać i zagubione wnusie Bezatowej z lasu do domu doprowadzać.
Ja też smutnawa jestem.
Nie żebym ciotce Rezydentce śmierci życzyła, co to to nie, ale lubię jak coś ciekawego wokół mnie się dzieje.
Wszędzie jakiś rwetes, kłótnie i awantury. Nawet w sejmie tylko patrzeć jak się zaczną wyzywać od najgorszych i kułakami po gębach okładać.
A u nas nic. Cisza i spokój. Proboszcz z wójtem w domino grają, a w sklepie u ryżej Róży Rychlik lody się pokazały.
Znak, że lato idzie.

środa, 20 kwietnia 2011

Legia Cudzoziemska

W sobotę musiałam pilnie wyjechać do prawnuczki, bo jej syn chce się zaciągnąć do Legii Cudzoziemskiej. Jak nie ma potopu, pożaru ani ptasiej grypy to lata całe seniorka rodu może se sama żyć w tych swoich Fujarkach, ale jak tylko w rodzinie coś się dzieje i potrzeba kogoś walnąć autorytetem przez łeb, to wtedy o starej każdy se przypomni. Ba, nawet taksówkę na koszta nie bacząc wysyłają. Żeby szybciej. Jakby się paliło. No to pojechałam, co trzeba dzieciakowi powiedziałam, a rozum cały co to był ulotnił się; do łba chłopcu wepchnąwszy, do wioski swej na powrót taksówką zajechałam.
Nie było mnie zaledwie cztery dni, a tu w tych naszych Fujarkach nowiny, a nowiny!
Wyobraźcie wy sobie... Bezatowa radio założyła! Podobnież po cichu sieć rozwijała i rozwijała, a jak już wieś naszą i najbliższą jej okolicę tą siecią oplotła to wczoraj o siódmej trzydzieści tak huknęła, że ze trzy razy głośniej od tej naszej zepsutej strażackiej syreny.
Bezatowa do późna gra. Prawie do nocy.
Na razie nam się podoba. Same wolne, same kościelne kawałki puszcza, no bo to przecież Post Wielki ku Triduum siedmiomilowymi krokami zmierza. I ponoć zamiaruje transmisje z naszego kościoła w tych najważniejszych dniach na całą wioskę i okolice puszczać.
A niech tam puszcza.
Zobaczymy co dalej będzie. I jak będzie.
A znowuż Pawłowska po cichu mi powiedziała, że Ciesielska zakłada szkołę języków obcych w swojej dawnej obórce. Dopierała z Anglii wróciła i tak ponoć język angielski podciągnęła, ze Ciesielska ją na nauczycielkę z otwartymi rękami przyjęła. A i sama też tam uczyć będzie. W babie po przodkach krążą resztki kaszubskiej krwi, a że teraz na fali te różne gwary i narodowości, to liczy na to, że chętnych będzie miała całą kupę. No i ponoć Karpów mocno do płota przyciska, żeby śląską gwarę jak najszybciej wprowadzić, bo ją mocno spis powszechny w mediach krajowych zareklamował.
Są jeszcze i inne nowiny, że nasza Wojtasiakowa ornat dla proboszcza haftować skończyła, że się Kosowskim wnuk z dwoma zębami urodził, że Kondejowa ma pomysł taki, żeby niewielki browar u nas otworzyć, że na Wielkanoc mszę rezurekcyjną sam biskup odprawić zamiaruje.... I tak dalej i dalej.
Co będzie to będzie. Czas pokaże.
A jak Ciesielską przy sklepie godzinę temu zdybałam i o tę jej gwarę kaszubską spytałam, to wiecie co ona mi na to?
Ona mi na to tak: “ Jãzëk jak szëpla. To wicy jãzor jak jãzëk, ale za gwarą nie szlachùje dëcht nick“ .
Ja jak wiecie plotek nie lubię, ale teraz bez słowniczka to z naszą jasnowidzącą pogadać się nie da.
I tyle.

piątek, 15 kwietnia 2011

Firany

Karpowa na ogół to spokojna kobita jest. Ile razy jej chłop wymówki i awantury wszczynał, to ona cichuśko, spokojniuśko myk myk i zaraz, a to koszule mu przeprasuje, a to gumiaki z gnoju oczyści, a to kapuśniaku na wieprzowych nóżkach z listkiem bobkowym nagotuje.
Ale dziś Karpowa nie zdzierżyła. A wszystko przez Wojtasiakową , która to, jak co roku przed wierzbną niedzielą swoje słynne na całą wieś firanki uprać postanowiła. A te firanki moi kochani to ręcznie robione są w cudnej urody kiście winogron. Rzecz jasna, że na szydełku robione i oczywiście przez samą Wojtasiakową. Okna kobita wielkie ma, jak brama w stodole u Kondejów, więc i firany nie małe są. Jak wam doskonale wiadomo firany takie trzeba dobrze ukrochmalić, a następnie na specjalnie złożonej, drewnianej ramie akuratnie rozpiąć.
Ramy takie to już teraz nawet w naszym powiecie wartość muzealna jest, ale czego to we Fujarkach nie ma? No właśnie. Wszyściuchno jest. Co nam potrzeba rzecz jasna!
Ja jak wiecie plotek nie lubię, ale takie właśnie ramy, obok trzech kołowrotków, drewnianego woza i sochy po przodkach, trzyma w swoim świronku bratowa naszej Bezatowej Dezdemona Kosowska.
Od niej to właśnie Wojtasiakowa ramę pożyczyła i na środku polnej drogi rozstawiła, aby firanki nie tylko dobrze wyschły, ale żeby je słoneczko złote szarości pozimowej pozbawiło.
I na tę właśnie kratę Karpowa wpadła idąc po południu na plotki do Borgowej, która rano z Burczybasów wróciła, gdzie jeździła do protetyka, coby se na Wielkanoc nowy garnitur zębów białych jak śnieg zamówić.
Takiego dzikiego wycia, jak ten co go Karpa nadziawszy się na zabytkową ramę na całą wieś zrobiła, to nawet nasza syrena w straży pożarnej by nie dała rady zrobić. Oczywiście jak jeszcze całkiem sprawna była, bo teraz to tylko pohukuje jak zakatarzona sowa.
Wszystkie ludzie z chałup powylatali, a Karpa wyła, wyła i wyła.
Zresztą może jeszcze by wyła, ale ją stary Karpa do domu siłą zaciągnął z pomocą wikarego, co przypadkiem tamtędy przebiegał.
Ale o bieganiu wikarego to wam moi drodzy kiedy indziej opowiem.
A Karpowej, prócz sińca pod okiem, zwichniętego barku i dwóch złamanych żeber nic strasznego na szczęście się nie stało.
I to na dziś tyle.
Starczy z nawiązką.

piątek, 8 kwietnia 2011

Odciski

Nasz posterunkowy zakłócił przedwczoraj fujarecką sielankę, znaczy się coroczne wiosenne sprzątanie, wapnowanie i odświeżanie czego się tylko da.
A mianowicie chodził od chałupy do chałupy, od domu do domu i zbierał od wszystkich dorosłych fujarczan odciski palców. Podobnież w związku z porwaniem ciotki Rezydentki je zbierał. Mówił, że musi chodzić, chociaż ci z powiatu kazali mu ludzi na posterunek wzywać, ale wszystkim dobrze wiadomo, że w związku z przed wielkanocną krzątaniną, nikt, ale to nikt by się na te wezwania nie stawił, a i kary też by nakazać nie było jak. No bo jak to? Kara dla caluśkiej wioski. Ja tam plotek nie lubię, ale nasz posterunkowy swój rozum ma, a i posada jego u nas w Fujarkach nie ciężka jest. To i po co ona narażać się miał i wystawiać na śmiech tych z powiatu? No to więc łaził z tymi swoimi tuszami i innymi przyborami i odciski zbierał.
Palców znaczy się.
A jak już o odciskach gadam, to wam powiem, że na świeży, znaczy się młody jeszcze odcisk, to najlepszy czosnek jest. Miażdży się co wieczór jeden ząbek, na szmatkę go kładzie i na odcisk! I tak do skutku , aż się gada zmiękczy i wtedy on lekko zdjąć się da. Jak skórka ze sparzonego pomidora. Ale powtarzam na świeży, no bo na stary odcisk, schodzony i przydeptany, to już tylko albo żyletka, albo skalpel pomogą. Ja to mam w szufladce przedwojenną jeszcze brzytwę po moim rodzonym dziadku. I tą właśnie brzytwą kulasy swoje z odcisków oczyszczam.
Za to na kurzajki to jaskółcze ziele polecam. No ja na szczęście kurzajek nie mam, ale tak wam gadam, na wszelki wypadek, jakby któryś potrzebował.
No, a teraz idę ogórka kiszonego z beczułki wyjąć, bo na obiad dziś śledź w śmietanie z jabłkiem, cebulką i ogórkiem. Jak przed Wielkanocą to post, a jak post to w piątek mięsa nikt uczciwy do gęby nie weźmie i już!
A jak komu czosnku od odcisków zostanie to jak lubi, może do śledzia dodać, czemu nie.

piątek, 1 kwietnia 2011

Wieści

Dziś jako fujarecka rzeczniczka prasowa kilka wiadomości do przekazania ma wszystkim zaciekawionym.
Otóż po pierwsze: Kondejowa gada, że jak była w Australii to miała okazję dowiedzieć się, że tam ludziska skrzykują sie i tworzą takie sąsiedzkie oddziały pomocy i samopomocy. No i jak dziś rano idąc po śmietanę, spotkałyśmy się z nią koło sklepu, to zaczęłyśmy się domawiać, żeby i u nas w Fujarkach taki oddział zrobić. Właściwie, to co nam zależy? Mamy juz kółko różańcowe, koło gospodyń wiejskich, to i oddział samoobrony możemy mieć. A jakże ! Jak to w mieście gadają „ od przybytku głowa nie boli“ .Wieczorem więc zaraz po mszy, do proboszcza na plebanię poczłapię, żeby orientacje zdobyć, jak on na ten planowany przez nas oddział zapatruje się.

Sołtysa to my już o zdanie pytać nie będziemy, bo jego żona w obu naszych kołach działa. Do oddziału więc ją również wciągniemy i będzie po ustaleniach. Bez dwóch zdań.
Ja tam plotek nie lubię, ale zauważyłam, że ostatnio nasza Wendkowska lata często do wdowca po Serafinie. Mówi , że pomaga chłopu w przyzwaczajaniu się, do samotnego zycia! A mnie to się zdaje, że wręcz przeciwnie. Ale co tam , ja od plotek i pomówień z daleka się trzymam, nie jak inne kobiety, że o Pawłowskiej słowa nie wspomnę.
Po drugie: nasz posterunkowy wziął od Ciesielskich ową cygańską chustę, co to śladem w porwaniu była i do powiatu ją był zawiózł, tak więc sprawa ciotki rezydentki w toku nadal jest.
Po trzecie: do Borgowej synowa z piątką wnuków zjechała, mają ponoć zostać aż do Wielkanocy, a znowu u Kosowskich wesele się szykuje. Najmłodsza córkę Leopoldę za mąż wydają, za najstarszego bratanka Karpowej Klemensa, tego co kończy w Burczybasach kurs dla kominiarzy i dachoobserwatorów.
Ze smutnych wiadomości to mam tę jedną o śmierci naszego Augustyna, niech mu ziemia najlżejszą z lekkich będzie, bo chłopina był najlepszy ze wszystkich fujareckich chłopów i takeśmy się na kółku różańcowym z paniami dogadały, że co która na mogiłkach przypadkiem będzie to na grobie naszego Gucia zawsze świeczkę zapali.
Musowo.