Pamiętam całkiem wyraźnie jak pijany dziadek żony młodszego sikawkowego Euzebiusza Bodetko Kasjopei rzucił się był onegdaj na naszego nieboszczyka proboszcza ś.p. księdza Michałowskiego z tzw. ”tulipanem” i o mało co, a byłby zrobił naszemu księżulowi krzywdę. Na szczęście dziadek ( wówczas był co prawda jeszcze osiłkiem w sile wieku! ), był zbyt przesiąknięty bimbrem pędzonym w zagajniku przez naszych fujareckich wytwórców, a ksiądz miał na rękach skórzane rękawiczki, bo w tym właśnie momencie przesadzał kaktusy w swojej maleńkiej oranżeryjce. Oprócz, więc potwornego wrzasku jaki na całą naszą wioskę podniosła wtedy księża gospodyni do żadnej większej tragedii jednak na szczęście nie doszło. I mimo, że głęboka komuna wtedy była, czy też jak to mówili tzw. słuszny socjalizm, nikt , ale to nikt się nie dopatrzył w całym zajściu, ani zbrodni politycznej, ani zamachu na miarę tragicznej polskiej historii. Matka Pawłowskiej mówiła, że była świadkiem jak ów człowiek, żądał w zakrystii, żeby mu nasz ksiądz dał ślub całkiem za darmo. Ksiądz zgodzić się nie mógł i tak się to wszystko zaczęło. No, ale cała ta rozegrała się w zamierzchłych czasach, kiedy to nikt ani o żadnych opozycjach, ani o podżeganiu do zabójstwa, ani nawet o tej naszej demokracji nie słyszał. Dzisiaj to wszystko nie do wyobrażenia. Sama już nie wiem, może i nie w porę są te moje wspominki, jak mi to wmawia nasza Karpa?
Obserwatorzy
czwartek, 21 października 2010
niedziela, 17 października 2010
Bimber
Zaczepiła mnie dziś Ciesielska.
No przeszła ona po prostu na ukos z jednej strony ulicy na drugą i woła już w połowie, że sprawa jest pilna wielce. No to ją zapytałam czy to sprawa na zebranie kobiet z koła gospodyń, czy może raczej na spotkanie pań z kółka różańcowego. Ale ona, że zdecydowanie ta sprawa to dla gospodyń jest i to sprawa raczej pilna, którą należałoby omówić jeszcze przed zaproponowaniem kandydatek na nowe radne. A, że akurat przechodziłyśmy koło mojej własnej chałupy to ja Ciesielską łaps za chabety i wciągnęłam do domu, żeby z niej wycisnąć o co dokładnie chodzi, nim jeszcze zdecyduję co konkretnie z oną sprawą zrobić. No i okazało się, ze Ciesielskiej ni mniej ni więcej, ale o bimber chodziło. I już. Przeczytała gdzieś, że ponoć na Podlasiu ludzie walczą o to, żeby bimber im przypisać jako ich dziedzictwo, do którego produkcji prawo niezbywalne i rzecz oczywista nigdzie, ale to nigdzie ( to znaczy w kronice !!!) niepisane mają.
Ja tam plotek nie lubię, i nie pamiętam, czy wam kiedyś mówiłam, czy też nie, że pięćdziesiąt lat temu z okładem odszedł był z tego padołu pradziad Ciesielskiej, który przez ponad sześćdziesiąt lat prowadził zapiski z tego co i gdzie się w naszej okolicy zdarzyło. No taki niby kronikarz, naszego fujarczańskiego skansenu i dlatego dzieciaki nazwały go Koszałek-Opałek. No i ponoć jest tam zapisane, że wielu naszych czcigodnych krajan trudniło się wyrobem najsmaczniejszego bimbru, jaki ktokolwiek kiedykolwiek próbował w naszej połowie kraju. No, a tradycja jak widomo rzecz święta. I jej się przeciwstawić, teraz jak ludziska wszędzie skłócone jak Kain z Ablem to wielki grzech. Tak oto tłumaczyła mi nasza jasnowidząca. No i Bogiem, a prawda kobiecina rację ma! Trzeba się sprawą zająć. Ciekawe tylko czemu Ciesielska ostatnio niczego w swojej kuli nie widzi?
czwartek, 14 października 2010
Szara gęś
Jesień zaczyna szarzeć i będzie tak szarzeć, Aż całkiem się w deszczu rozpuści, a potem stwardnieje i wybieli nam całe Fujarki. Lubię pierwszy śnieg, bo to zapowiedź odnowy, i tak jakoś wokół się robi jak by ktoś świeżo posprzątał. No a jak już sprzątać zaczyna, znaczy że na Gody powoli się zbiera i tyle. Ja tam plotek nie lubię, ale wam powiem ze zdarzają się takie gospodynie, co to porządki tylko od frontu robią , a tam gdzie ani ksiądz, ani inny mniej ważny gość nie zajrzy to już jakby rzadziej z miotłą i szmatą wchodzi. A tu ostatni już moment moje kobiety, żeby okna umyć, ciuchy zimowe na jesiennym słonku powietrzyć i budę psią na zimę ogacić. I nie ma co gadać , ze czasu brak, albo ze kości bolą, bolące kości to se można odłożyć na potem, jak przyjdzie chęć i czas na siedzenie przy samym piecu. Możecie sobie gadać, że się mądruje i szarogęszę. Co mi tam. A teraz do roboty !