No bo gdyby nie to to jakbym się dowiedziała, że w sklepie u naszej Róży będzie teraz dział z różnymi nowinkami technicznymi? I ze można tam będzie nabyć nawet masażer elektryczny? I to z podgrzewaczem ! Ale tak sobie myślę, że chyba jednak z tego zrezygnuję. Mam przecież zimą gorące kafle starego pieca z duchówką, a latem to mnie słonko podgrzeje. Niech się młodzi masażują elektrycznie, jak te tam palikoty jakieś.
Wspomniałam o znajomych, bo to jakieś pięć dni temu wpadł do mnie syn starych Nowaków Jeremiasz. Na ślub przyszedł prosić. Bo i po prawdzie to mi się to należało jak nikomu innemu. Jak tylko matka jego, Erazma, w połogu zległa, to ja pierwsza do ich domu pobiegłam, o matkę zadbałam, obiad ugotowałam, a i o północy ten czepek, w którym się chłopak urodził za stajnią zakopałam. Na szczęście.
Ażeby szczęście w chałupie na dłużej było to trzeba podkowę nad drzwiami wejściowymi, otworem do dołu zawiesić i pilnować , żeby rdza jej nie zeżarła, bo wtedy i szczęście dziurawe będzie. Tego to mnie jeszcze babka w dzieciństwie nauczyła. Pamiętam, że u nas jak któryś dzieciak końską podkowę na drodze znalazł, to czym prędzej ją chwytał i z krzykiem radości do chałupy leciał, żeby i całą swoją rodzinę ucieszyć. Nawet na plebanii nad gzymsem podkowa wisiała. Żółtą farbą pomalowana, a jakże!
Kiedyś, tak dawno, że już nikt z całych Fujarek tego nie pamięta na plebanii mieszkała stara ciotka rezydentka. Czyja to ciotka była, tego nawet ja nie wiem. No i ta właśnie „niewiadomoczyja“ lubiła sobie siadać koło gęsiego stawu. Ot tak, brała ze sobą zydelek , wychodziła z plebanii i szła ścieżyną, aż nad stawek. Tam siadała, wyjmowała z torby suche piętki chleba, moczyła je w w wodzie i kruszyła na kupkę. I dopiero jak już cały chleb wykruszyła to rzucała go gęsiom i kaczkom co po wodzie akurat pływały. Przeważnie był to drób Krupków i Dubaniewiczów, bo oni najbliżej stawów swoje chałupy mają. No i podobno oni nawet się poczuwali, bo jak święta szły to ciotka rezydentka dostawała od nich do ciasta po parę gęsich i kaczych jaj.
Sami widzicie moi drodzy, że dawniej to takie nieuświadomione ludzie byli jak nie przymierzając nowo narodzony osesek od Gizów. Teraz to u nas we wsi każde dziecko wie, że kacze jaja to salmonella jak się patrzy.
Jak malowana.