Obserwatorzy

piątek, 29 czerwca 2012

Bezślubne

Od jakiegoś czasu coraz mniej naszych parafian przychodzi na niedzielne msze. Dzieci owszem chrzczą, zmarłych grzebią z nabożeństwem, ale co do ślubów to już bywa różnie. Najmłodsza Pawłowskiej  Wiktoryna, ta co to pracuje w piekarni, wyprowadziła się tydzień temu do Fujarek Dolnych do średniego kuzyna Karpowej Filona, a znowu  mała Karpianka od roku żyje na kocią łapę z jakimś przyjezdnym żołnierzem.
Tylko patrzeć jak zaczną się u nas rodzić bezślubne dzieci.
Bezślubne.
Tak mi zwróciła uwagę Karpowa, jak jej powiedziałam, że może się niedługo spodziewać nieślubnych wnusiów.
Jak się zwał, tak się zwał, ale i tak na jedno wychodzi, że ślubu nie było i już. A ja tak lubię śluby! Nie powiem, chrzty i pogrzeby też lubię i żadnego nie opuszczę, bo to ciekawe popatrzeć jak rodzina dziecko do świątyni wprowadza; jaką ma maluch kapkę, świecę, no i  jak ludzie się poubierają i wyfiokują też.
Na pogrzebach znowu interesuje mnie czy rodzina czuje żal prawdziwy, czy udawany. Bo to niektóre zaraz na drugi dzień po pogrzebie do gminy po należne zasiłki lecą, albo  i do rejenta, żeby jak najszybciej majątek  na swoje nazwisko przepisać.
No, ale takiego prawdziwnego ślubu z welonem, kwiatami w ławkach i głowami prosto od fryzjera, to powiadam wam nic, a nic nie zastąpi! Taki  jeden ślub to więcej wart niż sześć chrztów i ze trzy pogrzeby.
E tam, e tam, ale co by
tu wam nie gadać, to jednak do tego wrócić muszę, że na mszy niedzielnej nie ma  na kogo popatrzeć i tyle.
Na ostatniej sumie to były
już tylko panie z kółka różańcowego i kilka sympatyków kobiet z koła gospodyń.
I co tu robić? 
Ano trzeba będzie znowu zrobić burzę mózgów i  wymyśleć  coś takiego, żeby się ludziom  w niedziele z łóżek wstać chciało i żeby znów mogli uczciwie datki na tace dawać.

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Może ?

Przegraliśmy!
Na nic się zdało trenowanie, budowanie i szykowanie. Na nic. No i zbieranie kasy!  A przecież chodziło się od domu do domu, od chałupy do chałupy, od świronka do świronka. I każdy dawał ile mógł! A najbardziej to mi dzieciaków naszych żal. Ile toto się nabiegało, ile główek się przegrzało, żeby wymyśleć skąd tę kasiorkę brać. Zbierali złom, puszki, butelki i makulaturę. Robili występy i pokazy. Szukali sponsorów wśród znajomych i obcych, nawet za gminę jeździli, płacąc za bilety z własnego kieszonkowego. I nic.
No nie dało rady i tyle.
A przecież mogliby my wygrać, no nie? Choćby dla tej dzieciarni naszej, co to tyle czasu nadzieją żyła.
Ale nie.
No więc jak tak, to nasze koło gospodyń wiejskich w przyjacielskim porozumieniu z  przy parafialnym kółkiem  różańcowym zdecydowało, że w naszej wsi Fujarki, żadnego nowiuśkiego orlika stawiać nie będziemy i  już !
A pieniążki cośmy je wspólnym trudem i znojem na tamten cel zebrali przeznaczymy na jaką inną budowlę.
Może nową przykościelną salkę na spotkania dla mieszkańców, albo jakiś ponadwymiarowy pomnik naszego słynnego na cały kraj świątka???
Może se zbudujemy wieżę widokową nieopodal remizy, albo i uświetnimy kogoś znanego pięknym pomnikiem?  
Może jak na przykład ten odsłonięty ostatnio w Kałkowie-Godowie?