Święta, święta ....a po Nowym Roku i Trzech Królach, to już tylko patrzeć jak na Janusowych zboczach pojawią się krokusy. Nie śmiejcie się , bo gadam wam teraz samą i wyłącznie czystą prawdę.
Wtedy właśnie mam urodziny i dzień patronki i najpierw mój chłopina, a teraz dzieci i wnusie znoszą mi pierwsze plecionki z krokusików.
No, ale na razie zima trzyma się całkiem dobrze, w rynnach i sadach skrzypi, a wrony są wściekłe, że słonina dla sikorek wisi na długim sznurku.
A ja z Cichoszową łazimy se spacerkiem aż do samej szosy i wypatrujemy, czy ktoś nowy do nas nie dobije. Bo nie wiem czy wam już gadałam, czy nie, ale nasza tradycja fujarecka taka jest, że zawsze po godach do wsi, ktoś ze świata przybywa. Znajomy, czy nie, to nieważne, ważne, że przybywa. Zawsze. Chłopy to zakłady nawet robią czy to będzie chłop, czy kobita, blondyn czy rudy, mądry, czy durny jak stryj kościelnego Syracjusza Palikota. I jeszcze to wam powiem, że w tych zakładach co to oni od lat je robią, to nikt jeszcze nie wygrał.
No raz, przed laty ksiądz Michałowski blisko był. Powiedział, że chłop, że wysoki, że niemłody i że czarny. No i o te czarność, to potem chłopy mało się nie pozabijali i gdyby nie o osobę duchowną szło, to ho ho! Albo jeszcze gorzej.
Nasze chłopy bitne są , każdy wam to powie. Nie żeby na śmierć, ale krew często się leje za stodołą Pawłowskich, bo tam to właśnie chłopy se ubitą ziemię wyznaczyli.
Raz to Szybilski z Borgiem tak se skoczyli do oczu, że trzeba było strażaków wołać, żeby ich rozdzielili. A i tak na drugi dzień pod sklepem jeszcze se parę kuksańców dodali. Jak dzieci, mówię wam, jak dzieci! A propos dzieci, to podobno wnuczka po Gołębiewskich znów w ciąży chodzi. Ona to jak grusza, co rok może rodzić. Daję słowo.
A jak już o gruszach się zgadało, to ja ostatnio najbardziej preferuję konferencje. Gatunek taki. Smakują mi lepiej od klapsów i tyle. Ale nie o tych co w tyłek, oj nie!
Dawniej to Mikołaj często fujareckim dzieciakom rózgi przynosił, ale teraz jakoś moda na bezstresowe wychowanie z zachodu i z miasta do wsi przyszła. Zamiast rózeg zabawki wymyślne bardzo ludziska dzieciakom kupują i grosza na nie nie żałują. Co lepsze? Nie wiem, a zgadywać trudno. W zgadywaniu to u nas najlepszy był zawsze Krzesimir Kosowski z Fujarek Mszalnych. Spotykali się wieczorami z księdzem, doktorem i kierownikiem szkoły i Krzesimir odpowiadał na ich różniste pytania. I na sto pytań prawie zawsze odpowiedź dobrą na 99 znał. I tak go też ludziska u nas nazywali: “Stopytań“
A teraz idę do kuchni kisiel z żurawin ugotuję i gorący z zimnym mlekiem ze smakiem sobie zjem.
Wtedy właśnie mam urodziny i dzień patronki i najpierw mój chłopina, a teraz dzieci i wnusie znoszą mi pierwsze plecionki z krokusików.
No, ale na razie zima trzyma się całkiem dobrze, w rynnach i sadach skrzypi, a wrony są wściekłe, że słonina dla sikorek wisi na długim sznurku.
A ja z Cichoszową łazimy se spacerkiem aż do samej szosy i wypatrujemy, czy ktoś nowy do nas nie dobije. Bo nie wiem czy wam już gadałam, czy nie, ale nasza tradycja fujarecka taka jest, że zawsze po godach do wsi, ktoś ze świata przybywa. Znajomy, czy nie, to nieważne, ważne, że przybywa. Zawsze. Chłopy to zakłady nawet robią czy to będzie chłop, czy kobita, blondyn czy rudy, mądry, czy durny jak stryj kościelnego Syracjusza Palikota. I jeszcze to wam powiem, że w tych zakładach co to oni od lat je robią, to nikt jeszcze nie wygrał.
No raz, przed laty ksiądz Michałowski blisko był. Powiedział, że chłop, że wysoki, że niemłody i że czarny. No i o te czarność, to potem chłopy mało się nie pozabijali i gdyby nie o osobę duchowną szło, to ho ho! Albo jeszcze gorzej.
Nasze chłopy bitne są , każdy wam to powie. Nie żeby na śmierć, ale krew często się leje za stodołą Pawłowskich, bo tam to właśnie chłopy se ubitą ziemię wyznaczyli.
Raz to Szybilski z Borgiem tak se skoczyli do oczu, że trzeba było strażaków wołać, żeby ich rozdzielili. A i tak na drugi dzień pod sklepem jeszcze se parę kuksańców dodali. Jak dzieci, mówię wam, jak dzieci! A propos dzieci, to podobno wnuczka po Gołębiewskich znów w ciąży chodzi. Ona to jak grusza, co rok może rodzić. Daję słowo.
A jak już o gruszach się zgadało, to ja ostatnio najbardziej preferuję konferencje. Gatunek taki. Smakują mi lepiej od klapsów i tyle. Ale nie o tych co w tyłek, oj nie!
Dawniej to Mikołaj często fujareckim dzieciakom rózgi przynosił, ale teraz jakoś moda na bezstresowe wychowanie z zachodu i z miasta do wsi przyszła. Zamiast rózeg zabawki wymyślne bardzo ludziska dzieciakom kupują i grosza na nie nie żałują. Co lepsze? Nie wiem, a zgadywać trudno. W zgadywaniu to u nas najlepszy był zawsze Krzesimir Kosowski z Fujarek Mszalnych. Spotykali się wieczorami z księdzem, doktorem i kierownikiem szkoły i Krzesimir odpowiadał na ich różniste pytania. I na sto pytań prawie zawsze odpowiedź dobrą na 99 znał. I tak go też ludziska u nas nazywali: “Stopytań“
A teraz idę do kuchni kisiel z żurawin ugotuję i gorący z zimnym mlekiem ze smakiem sobie zjem.