Obserwatorzy

środa, 31 marca 2010

Wielkanocna die Christbäume

   Oj ani sie czlowiek nie obejrzal, a tu Wielkanoc do drzwi wali palma wielka, jakby z Kurpi ukradziona. A mnie moj staruszek komputer odmowil posluszenstwa i to co tu widzicie pisalam na leptopie Borgowej. I chociaz ja jak wiecie plotek nie lubie, to jednak powiem wam, ze jej leptop, jak go ona nazywa niemiecki jest jako i ona. A w nim czcionka szwabska, jak nie przymierzajac salatka ziemniaczana. Dlatego w tej mojej dzisiejszej pisaninie tyle ladu i skladu ile swieczek na wielkanocnej choince. Nie bede was juz moi drodzy dreczyc, co by wam pikawy przed rezurekcja nie padly. I na tym juz koncze, bo klac mi sie chce, jak diabli. A klac w wielkim poscie, to jak najesc sie bigosu w Wielki Piatek. Przeto zycze wszystkim Wesolych Swiat i czym predzej zmykam stad. 

            Alleluja!

środa, 24 marca 2010

Okno na świat

I popatrzcie ludzie co to się w naszych Fujarkach dzieje. Okno na świat się u nas otworzyło, co by tu nie gadać. Bezatowa w świat pojechała. Podobno jak mówi stara Cichoszowa na zarobek. Ale ja w tak w to wierzę, ile widzę. Plotek jak wiecie nie lubię, ale swoje wiem. Bezatowa według tego co ja czuję, to pojechała w świat nie za chlebem, tylko za chłopem. Pamiętam jak onegdaj siedziałyśmy w kilka na przystanku pekaesu, to my o wnukach i prawnukach , a ona oczami w lewo i w prawo strzelała i tylko czekała, czy jakiś chłopina się nie napatoczy. No i napatoczył się nasz pijany Adalberg, który nie dość, że jej wcale nie poznał, to jeszcze pomylił z własną żonką i zaczął się jej gęsto tłumaczyć z pieniędzy co to je wyjął z szufladki w toaletce. A z drugiej strony to Bezatowa się chłopom podoba i podobała zawsze. Odkąd pamiętam. A ja moi drodzy pamiętam dobrze tylko to, co się stało wieeele lat temu. I już. Syn Pawłowskiej też chce w świat wyfrunąć. Mówił wczoraj pod kawiarenką internetową do wnuka Karpińskiej, że zapisze się na kurs obsługi karuzeli, potem zaciągnie się do wesołego miasteczka i fiuu w świat. Na północ. Widzicie go? Jeszcze wczoraj z pieluchą między kolanami latał po podwórku, a dziś na północ się wybiera jak jakiś biały kieł.
A jeszcze ta kawiarenka! Bo chyba wam o niej nie mówiłam? A to moi kochani bliźniaki Figlewicza wzięły sprawy w swoje ręce. Irydion Figlewicz oprócz słynnej w całym powiecie maciory (której już niestety na tym świecie nie ma), ma jeszcze dwie pary dzieci, bliźniąt, z których starsze właśnie wyremontowały ślicznie stary garaż i założyły w nim kawiarenkę komputerową. Wy rozumiecie o czym was właśnie poinformowałam? Kawiarenka internetowa w Fujarkach!!! I to jest właśnie nasze ogromne okno na świat. Można powiedzieć: weneckie!
A ja, że ciekawa wszystkich nowinek technicznych jestem, to tak spacerując tam i tu po tej naszej wiosce, pod tę właśnie kawiarenkę doszłam. I nie tylko pod. Do środka też zajrzałam. A co?! Jako członkini kółka różańcowego powinnam przecież wiedzieć, czy nasze fujareckie dzieci nie są tam narażone na kontakty z jakimś bezeceństwem, prawda? No!
Ale potem okazało się, że tam cisza i spokój jak nie przymierzając w kaplicy przedpogrzebowej. Dzieciaki i młodzież po kilkoro naraz przed komputerkami se siedzą , klikają aż miło i różne wiadomości do lekcji im potrzebne z internetu sobie ściągają. No i nawet dorośli zaglądają tam i dogladają, bo oprócz mnie była tam nasza młoda katechetka. Wiem o czym myślicie, ale to był czysty przypadek ! Możecie mi moi drodzy wierzyć. A ja sobie też (jak się tylko miejsce zwolniło) siadłam do komputerka i nowy wzór haftu kaszubskiego dokładnie obejrzałam. Że niby co? Że jak mam w domu własny, to w kawiarence nie powinnam? A właśnie, że powinnam! Jako członkini koła gospodyń muszę młodym pokazywać tradycje i kulturę ich ojców i dziadów, no nie? No! I niech tam ludzie mówią sobie co tam chcą, a ja też będę robić, co se sama będę chciała i co mi wygodne. Bo człowiek się ma rozwijać do końca, jak ten kłębek włóczki. A okno na świat tak samo się dla starych jak i dla młodych ma otwierać. I już.

A ta katechetka, jak tak siedziała w tej kawiarence, w tych obcisłych spodniach, to mi się jakoś taka jakby szczuplejsza wydała, czy coś?
Sama już nie wiem.

środa, 17 marca 2010

Kupa

Zima była jak nie tylko ja twierdzę, stanowczo za długa to i post się ludziskom dłuży jak makaron spagetti. Dziś na zebraniu koła gospodyń ustaliłyśmy, żeby w pierwszy dzień wiosny zrobić niewielkie spotkanie, a na nim zaserwować zaproszonym gościom jakieś zielone i żółte jedzonka. Ot tak , żeby było i słonko i trawka. No i od razu zrobiło się wesoło, bo zaczęłyśmy robić listę naszych gości i ustalać kto koło kogo może siedzieć, a kto absolutnie. No i moi drodzy wyszło na to , że możemy zaprosić tylko jedenaście osób, nie licząc rzecz jasna członkiń naszego koła gospodyń. Bo reszty po prostu pousadzać bez problemów się nie da i tyle. Ja tam plotek nie lubię, ale między nami mówiąc ja to bym koło Cichoszowej nie siadła, bo sapie straszliwie, Adalberg cuchnie kwaśnym piwem, Stara Karpa opowiada plotki z Organów Grzmiących, a ja tam mało kogo znam (niestety!) . Koło Pawłowskiej może bym i nawet siadła, bo nie powiem na nią złego słowa, ale ją zaraz dzieciarnia z całych Fujarek obsiądzie, bo dzieciska ją lubią jakby co najmniej z cukru była. A jak obsiądą to będą gadać wszystkie na raz jak stado wróbli na jaśminie Kondejowej. Ja zaś moi kochani stara już jestem ciut gorzej słyszę i co ja będę miała z tej całej imprezy. Nic. Nalatam się tylko i narobię i tyle mojego. O nie! Może bym siadła koło Róży Rychlik, ale ta zaraz zacznie gadać o trudnościach z transportem towaru, a mnie takie tematy to ani grzeją, ani ziębią. Borgowa nosi chińskie buty i nogi jak z nich wyjmie, to nawet zakatarzony Dopierała smród by poczuł. Znowuż Ciesielska zaczęła jęczeć i szlochać , żeby jej nie sadzać koło Szybilskiej, bo będzie ją o przyszłość wnuczki pytać, ani koło posterunkowego, bo on wciąż o swojej Marzance opowiada. Karpowa też Ciesielskiej nie odpowiada, bo podobno dziwnie na nią patrzy. Z kolei Karpowa pokłóciła się w zeszłą środę z Dopierałową, bo jej pies nasrał Karpom pod samiuteńką furtką i nikt z Dopierałów sprzątnąć po psie nie chciał. Twierdzili , że to nie ich pies tylko ten mały futrzak Pani Jeżowej. Kupa jednak była wielka jak nie przymierzając gar do gotowania bigosu na święta, no i zresztą córka Karpów, ta co na poczcie pracuje na przerwę do domu leciała i całe zajście z daleka na własne oczy widziała.
I tylko żal serdeczny serce mi ściska, że nie możemy na to spotkanie zaprosić pań z kółka różańcowego, bo koło nich to z całą pewnością każda by siedzieć chciała. I Dopierała i Karpa i Ciesielska. Pawłowska i Jeżowa też. Nawet i Borgowa. No, ale jak wiadomo członkinie naszego kółka różańcowego, to my, czyli kobiety z fujareckiego koła gospodyń.
I co by dalej nie gadać, to sami moi drodzy widzicie, ile się człowiek musi napocić , żeby „mleko nie wykipiało“, a i tak jak znam życie to ani się wszystkim nie dogodzi, ani nawet marnego słowa dziękuję żadna z nas nie usłyszy. Ale gdyby nam się w końcu udało dojść jakimś cudem do jakiego takiego porozumienia, to ja siadam koło naszej katechetki. Już ja ją moi drodzy wymacam.
I w przenośni i...dosłownie.

wtorek, 16 marca 2010

Sukces władzy

E tam.
Strasznie na wiosnę czekamy . My to znaczy ludzie z Fujarek. Zima latoś może nie tak ostra, co okropnie upierdliwa była, jak mówi nasz dzielny posterunkowy. Czemu dzielny? A bo w tym tygodniu jakoś wyjątkowo mu się wiodło. Po pierwsze kota Czapelskiej z wysokiego drzewa zdjął. Sam. Drabinkę od Róży pożyczył i zwierzaka na dół ściągnął. I co dziwne, że ten wstrętny kocur nawet go nie zadrapał, chociaż wszyscy u nas doskonale wiedzą co to za tyran. Każdy pies w Fujarkach omija tego kocura szerokim łukiem, a Pani Jeżowa, swojego Bubka zaraz pod pachę bierze i w pierwszą lepszą dróżkę skręca. A posterunkowego kocur nie tknął. Ciekawe, czy to z poszanowania władzy, czy ze strachu jednak?
Po drugie nasz policjant portfel Bezatowej odnalazł. I to wcale nie pusty, caluteńka renta na swoim miejscu, czyli w tym portfelu była. No i żaden złodziej go nie ukradł, jak baby w sklepie krakały, tylko Bezatowa portfel na skrzynce pocztowej położyła, jak chciała list do swojej siostry do środka wrzucić. A swoją drogą to ich siostrzane stosunki znane są już nie tylko u nas, ale i w całym powiecie. Bo to moi kochani ciekawostka taka regionalna, że nie wstyd i komuś o tym opowiedzieć. Bezatowa, z siostrą swoją Dezyderią nie gada już od dwudziestu trzech lat! Nie gada. Fakt. No, ale poczta w Fujarkach dość dobrze dzięki temu prosperuje. Bo obie siostrzyczki żyć bez siebie nie mogą i piszą do siebie, nie przesadzając, przynajmniej dwa razy na tydzień. I co wy na to? Aha, dodam tylko , że Dezyderia nie mieszka na końcu świata, tylko w Fujarkach Dolnych. Florencja Karpa starsza córka Karpów, co na naszej poczcie siedzi, to ma nadzieję, że one się jeszcze długo nie pogodzą, bo dzięki temu pracę ma niedaleko domu i zawsze może dzieciaków dojrzeć. Ja tam plotek nie lubię, ale bardzo byłam kiedyś ciekawa, co one we dwie do siebie piszą. Ale jak kiedyś w maglu rozmowa zeszła na nową jesionkę starej Szybilskiej, to Bezatowa wysłuchawszy wszystkiego, szybko swój tłomok z pościelą zwinęła, na ramię przerzuciła i do domu pognała. Ale nie, nie bez słowa pognała! Na odchodnem, w progu magla się do nas odwróciła i rzekła: do domu muszę szybko, żeby nie zapomnieć i wszystko dokumentnie Dezyderii opisać. I już . I tyleśmy ją widziały. I teraz to ja już wiem o czym ona do siostry pisze. O wszystkim. Po prostu o wszystkim.
A wracając do posterunkowego. Trzecią rzeczą, która mu się w tym tygodniu udała, to córka, którą mu żonka przedwczoraj urodziła. Marcowa dziewuszka, śliczna jak malowanie, więc jej dwa imiona na raz dali. Marzanna Malwina. Może niezbyt oryginalnie, ale też niebrzydko.
Prawda?

sobota, 13 marca 2010

Jaja to plotki

Pod posterunkiem wpadłam po południu na Ciesielską. Wracała właśnie z mięsnego, a w siatce miała wołowe na rosół i mielone na klopsy. Od razu jej nadmieniłam, że na mielone to się kupuje mięso od łopatki i dobrą maszynkę z ostrymi nożykami. Niech wie. Na naukę nigdy nie jest za późno. A wiecie co ona mi na to? Że maszynka jej niepotrzebna, bo jej chłopaki mają zęby jak brzytwy i siekają mięso jak trzeba. A to mielone kupiła dla starej Cichoszki, bo ją o takie prosiła. No powiem wam moi drodzy , że mnie na chwilkę zatkało. No wyszczekana się robi ta nasza jasnowidząca, jakby co najmniej z mojej rodziny pochodziła. Ale na szczęście zaraz wróciła mi i mowa i rezon, bo zobaczyłam z daleka Kondejową. Ta z kolei taszczyła przed sobą opartą o brzuch wielką miednicę, a w niej pewno ze sto kaczych jaj.
Ja tam nikogo nie pouczam, ale natychmiast jej przypomniałam o salmonelli, co na kaczych jajach się wyleguje, ale Kondejka machnęła tylko ręką i powiedziała , że jaja niesie do inkubatora, a nie na kluski. E tam . A co mnie obchodzi co ona z tymi jajami zrobi? Nic. stara jestem i plotkami się nie zajmuję , a każda baba u nas wam powie, że jaja to plotki i tyle. Weszłam potem i ja do sklepu, żeby sobie na półki popatrzeć, co często od czasów stanu wojennego robię. Kiedy wspomnę czasy kartek na mięso i te pełne ludzi autobusy, co to wiozły do nas, do Fujarek miejską ludność, to lecę popatrzeć na sterty pokrojonych maszyną wędlin. Nie żeby zaraz kupić. Ot, tak po prostu, żeby się nacieszyć i uspokoić. A w stanie wojennym to się u nas robiło takie wyroby, że palce lizać. W co drugiej chałupie była masarnia.
Nasz Augustyn to do tej pory najlepszą w Fujarkach kiełbaskę robi. A powiem wam jeszcze, że on mięsa do niej nie miele, tylko je kroi na małe kawalątka. Może i przez to ma smak niezapomniany? Kto wie?
Ja zaś osobiście to szyneczki po uwędzeniu nie gotowałam, tylko ją ciastem z mąki i wody zrobionym mocno oblepiałam i w piecu piekłam. Wspaniała była. A jaka soczysta!
Sama nie wiem co mi się dziś stało, że tyle o dobrym jedzeniu gadam. Może dlatego, że to już półmetek postu za nami? Pewnikiem tak. Aż mi się jeść zachciało. No to już na dziś kończę moją pisaninę. Może sobie chałki z mlekiem wezmę?
p.s. Myślę i myślę i domyśleć się nie mogę co też ta nasza katechetka dzisiaj na posterunku robiła.

piątek, 12 marca 2010

Poezja

Wczoraj stałam se pod domem co tam nasza katechetka stancję wynajmuje i widziałam jak gospodyni księdza wraca ze sklepu z całą siatką pełną takich dużych, zielonych gruszek. Ja wam przypomnę , że plotek to ja nie lubię, ale uważam, że na wszystko pora jest. Odpowiednia pora, moi drodzy. I tak roraty, to zawsze rano się odprawiają, a znowuż truskawki pod koniec czerwca się jeść zaczyna. A jeśli już o gruszkach wspomniałam to osobiście uważam , że powinno się je jeść w pełni lata , a nie pod koniec zimy. I tyle. I wcale bym się nie zdziwiła, jak nasz proboszcz, by skrętu kiszek od tych zielonych gruszek, albo nie daj boże i rozwolnienia jakiegoś dostał. I co wtedy ze mszą by było? A wikary na urlop do matki właśnie pojechał. Aż pod ruską granicę. Tylko siostra Felicita po zakrystii się kręci, ale ona stara i głucha i jedno jedyne co dobrze jej wychodzi, to ścieranie kurzy (no i żylaki odbytu też jej niestety wychodzą, bo biedna nasza siostrzyczka straszliwie na hemoroidy cierpi).
Ciekawi pewno jesteście co robiłam pod domem katechetki? Wiedziałam!
Wy to tak jak Ciesielska i Dopierała, obie takie namolne. Stale tylko mnie zaczepiają i dopytują się co słychać. Namolne takie jak nie przymierzając najmłodsza wnuczka Szybilskiej, jak koło kiosku ruchu z babką przechodzą. A propos namolne. Bibliotekarka nasza mówi, że my za mało poezji czytamy, no te se wypożyczyłam to, co mi poleciła, czyli „Namolne drapanie się w duszę“ zbiór poezji Tomasza Żółtko. Nie wiem, może ja na poezji nie znam się? Chyba jednak nie, bo żeby mi się to podobało to nie powiem. Jedno pewne jest. Wolę Szymborską.
A pod dom katechetki to ja sobie na spacery chodzę, bo swoją misję do samego końca doprowadzić muszę i tyle. Poza tym tam dobre powietrze jest, bo sosnowo jodłowy zagajnik trzy kroki dalej się zaczyna. A ja kłopoty częste z gardłem mam i tak sobie we wtorek pomyślałam, że te olejki z drzew dobrze mi na oddech zrobią.
I jak się to komu nie podoba, to niech leci do tych dwóch plotkarek Ciesielskiej i Dopierały i im powie, że Adelajda katechetki pilnuje, bo o jej moralność zadbać postanowiła!

czwartek, 11 marca 2010

Suszi

Ja nie wiem czy to jest normalne.
No bo, żeby bar mleczny to rozumiem. Klubokawiarnia, albo i kurczak z rożna też. Powiem wam, że i może nawet hoddogi bym jakoś przełknęła, chociaż najbardziej ze wszystkich zwierzątek, to ja psy lubię ( a szczególnie to już mojego burego kundla). No to, to to wszystko jestem właściwie w stanie pojąć.
Ale żeby jakieś tam suszi do naszych Fujarek sprowadzać, no to już chyba gruba przesada, prawda?
No. A właśnie dowiedziałam się od Borgowej, że córka Szybilskiej, podnajęła od Henszelów letnią kuchnię i zamierza tam właśnie jakąś wietnamską garkuchnię prowadzić. Albo koreańską, czy tam chińską, czort ja tam wie.
Ja tam plotek nie lubię, ale skoro u nas we wsi i kurczaków i kaczek i indyków nie brak, to chyba należy to wykorzystać, a nie aż hen znad morza jakieś ryby i inne morskie dziwonogi sprowadzać. Pamiętam, że dawniej to mój razem ze starym Cichoszem i Krupką, chodzili nad naszą Fletnię i tam godzinami potrafili siedzieć , czasem tylko słowo. albo zanętę do rzeki rzucając. I z połowem do domu wracali, nie powiem, ze nie. Nasza Fletnia czysta wtedy była, nurt miała bystry to i klenie srebrzyste często sie wtedy jadało. Nawet i raki były, znaczy , że woda pierwszej klasy. A teraz?
Nie powiem, strażacy raz , albo i dwa rady w roku pomagają nam dno czyścić, ale i tak, a to gumiaki, a to dętka od roweru zawsze się w wodzie znajdzie.
Raz to nawet łachudra jakaś zdechłego wieprzka nam podrzuciła. Jestem pewna, że to był podrzutek, mam nawet podejrzenia, że to był Adonis Nowak z Fujarek Skrajnych, bo tylko on jeden w całej okolicy hoduje do dziś świnie rasy puławskiej (zwanej kiedyś gołębską), a te zwłoki u nas znalezione były bardzo mocno łaciate.
No ale ja nie o tym wcale gadać chciałam, tylko o tym suszi. Bo ciekawe kto to u nas jadł będzie? W każdym razie, jak wspomniałam o tym na kółku różańcowym, to wszystkie baby przysięgały , że nie. A tak przy tym kułakami w piersi waliły, że aż syn Ciesielskiej do nas wpadł, bo myślał, że to ta jego kapela z Afryki już przyjechała i instrumenty stroi. A bo widzicie zapomniałam wam wspomnieć, że ten Rocco syn najstarszy naszej jasnowidzącej przez internet zaprosił do nas, do naszych Fujarek muzyków z Afryki. Już nawet myślałam co robić mam, czy ostry protest, czy chałupę oflagować, ale mi gospodyni księdza udowodniła, że własnoręcznym podpisem zobowiązałam się kiedyś osobiście, że będę wpłacać część renty na misje afrykańskie. No i sprawa się rypła. Nie tylko, że nijakiego protestu mi robić nie wypada, ale jeszcze trzeba będzie siąść na tym koncercie w samym środku pierwszego rzędu. Na szczęście sama tam siedzieć nie będę, bo i inne kobity z kółka różańcowego będą, no i oczywista ksiądz proboszcz, że o sołtysie i wójcie nie wspomnę.
Jedno tylko mnie martwi. Bo na zebraniu koła gospodyń, kilka bab stwierdziło stanowczo, że jak tylko ten "lokal" z suszi otwarty zostanie, to one pierwsze tam polecą. Na spróbunek. Takie zaprzańce niesolidarne w naszym kole ja cierpieć muszę.
Ale pewnie i tak się od którejś dowiem czy to żarcie jadalne jest.

środa, 10 marca 2010

Nowa misja

Stanęłam sobie na taboreciku, żeby przetrzeć szyby, bo mi mikser ciasto piaskowe rozprysknął na caluteńkie okno i nagle zobaczyłam z daleka, że ksiądz na spacer po Fujarkach wyruszył. A że mi się przypomniało co mi od dawna na sercu leży, przerwałam więc przecieranie, założyłam jesionkę i chustkę na głowę i pognałam w stronę księdza nawet chałupy nie zamykając. Proboszcz myślał chyba że coś się stało, bo też szybko ruszył w moja stronę. Oj musiałam chyba bardzo dziwnie wyglądać, gdy dopadłam do niego, szybko cmoknęłam w kułak i zawołałam ochryple, że ja pismo święte szanuję jak największą relikwię, ale uważam , że to jednak poniedziałek jest pierwszym dniem tygodnia. Nooo, moi drodzy trzeba wam było zobaczyć minę naszego wielebnego! Szczęka opadła mu aż na koloratkę, to pewne. I stałby tak jak słup soli do końca dnia, gdybym biedaka nie złapała za rękaw sutanny i nie szarpnęła, tak mocno, że aż szew pod pachą puścił. Nic to, da się naprawić.
A wracając do mego zapytania, to po prawdzie sami powiedzcie ludzie kochani, jaki dzień tygodnia jest po niedzieli? Poniedziałek. A skoro niedziela to dzień odpoczynku, znaczy, że musi być ostatnia i tyle. Kto z nas odpoczywa na początku tygodnia? I po czym odpoczywa? No chyba że Adalberg i jego kompani od kielicha.
Swoją drogą to kościół teraz nie ma lekko, oj nie ma. Ludzi ciemnych coraz mniej, technika leci do przodu jak ta narciarka Justyna z telewizora. No i sami powiedzcie jak tu dziś nauczać, żeby nie być narażonym na ciągłe pytania? Mówiła mi kiedyś woźna z naszej podstawówki, że najgorzej to na lekcjach religii w tych najmłodszych klasach jest. Maluchy na tych komputerach to podobno teraz nie tylko grają , ale i czytają różne takie teksty, co to im całkiem nie po drodze z naszym kościołem jest.
Plotek to jak wiecie ja ani nie lubię, ani nie powtarzam, ale jak tak z tą woźną pod szkołą gadałam, to mi się chyba wydawało, że ta młoda katechetka, co dzieci nasze uczy, to mi tak wygląda jakby w ciąży była, a przecież ona panienka....no to skąd niby ten jej brzuszek? Niby on jeszcze niewielki, no ale jest. I teraz same widzicie kochane kobiety, że ja nawet czasu nie mam , żeby o sobie pomyśleć, bo znowu mi się misja jakaś szykuje. Ciekawe tylko, gdzie ja temu nienarodzonemu dzieciątku ojca przyzwoitego znajdę? Przecież jego matka, to nie jakaś zwykła nauczycielka od śpiewu, czy nawet od geografii, ale katechetka !

piątek, 5 marca 2010

Nic na siłę?

Echomiła.
Jak wam się podoba takie imię? Bo mnie bardzo. Tak jakoś ciepło się robi na duszy i chce się iść przed siebie. I tak ładnie można je zdrabniać. Szkoda, że nie znam żadnej dziewczyny, ani żadnej kobiety o tym imieniu. Małej dziewuszki też. Może któraś z was da to piękne imię swojej córce, albo wnuczce? Pomyślcie o tym. Aby nic na siłę.
A tymczasem do Fujarek wróciła zima. Nawet stawek na podwórzu u Dopierały pokrył się lodem , a jej kaczki łażą w koło bardzo zdziwione. Może wy jeszcze o tym nie wiecie, ale młodsza córka Dopierałów za mąż jakoś iść nie chce. Co to się ją nie naprosiliśmy wspólnie to już nawet zliczyć się nie da. Bo to i matka i ojciec i sołtys i wójt prosili. I koło gospodyń i kółko różańcowe , a i komendant straży też. Wszyscy. O księdzu to już nawet nie wspomnę, bo on to kiedyś był najczęstszym gościem u Dopierałów. A i z ambony Agaficie o małżeństwie przy wszystkich parafianach wspominał. I to nie raz. A ona nie i nie, nic na siłę mówi. Mało tego, tak się w sobie zacięła jakoś , że pieniądze co jej dziadek ze strony matki kiedyś zapisał z kasy wyjęła i kupiła se mały domek po drugiej stronie Harmonijek. No i zajęła się hodowlą kaczek. Na razie ma ich 29, ale jak to ona gada, poszerzy swoje stado już na wiosnę. Może nawet już kaczaki dziury w skorupkach wydziobują, żeby na świat się wydostać? Kto tam to wie?
Ja tak daleko to zbyt często nie chodzę , bo mnie cała prawa noga od tych moczanów rwie. Jak się poskarżyłam kiedyś Pawłowskiej, gdy ją w kolejce do apteki spotkałam, to wiecie co ona mi na to? Że mi się pańskiej choroby zachciewa! Widzicie jaka małpa? Zero współczucia dla cierpiącego człowieka. Jakbym ja była taka jak ona, oho ho! To by dopiero było! No, ale ja wszędzie gdzie trzeba zajrzę, o wszystko każdego dokumentnie się wypytam i dla każdego mniej albo bardziej skuteczny sposób na kłopoty znajdę. I tylko od ludzi zależy czy mnie posłuchają i zastosują się do tych rad czy nie. Przecież wam też tu czasem coś doradzę. I też tylko od was samych zależy , czy te mądre rady wykorzystacie. Nawet ksiądz proboszcz i jego gospodyni czasem mojej pomocy potrzebują. No, ale o tym to wam przecież pisać nie będę, bo to już jest tajemnica parafialna i tyle. Dobrze wiecie, że ja plotek nie lubię, a już tajemnica parafialna, albo i nawet gminna, to dla mnie święta rzecz i tyle. Nikomu o niej nie wspomnę , ani na jawie, ani nawet przez sen, ani memu nieboszczykowi, jak go na mogiłkach odwiedzam tez słowa nie pisnę.
A wczoraj idąc na cmentarz koło naszej szkoły przechodziłam . Akurat dzieciaki po lekcjach wybiegały. Wiecie, aż się za głowę chwyciłam, jak to dobrobyt i nowe czasy szkodę wielką tym młodym umysłom robią. Jeden taki stanął se pod samymi drzwiami na wysokiej stercie śniegu i tak klął na kolegę, że ja się nieboga jak ta osika zatrzęsłam i ze zgrozy i ze strachu. Bo to przecież co by nie mówić ku złemu zmierza nie tylko cały świat, ale i nasze kochane Fujarki też. Dzieci? Nasze dzieciaki? To ja po to łzy rzęsiste leję na każdym chrzcie i na każdych przyjęcinach? Po to się głupia wzruszam aż serce mi łomoce, patrząc na te białe , „niewinne" aniołki? A one pewnie sukni, albo garnituru za sześćset złotych nie zdąża nawet zdjąć, a już na podwórku klną i papierosy może nawet podpalają? Kto ich tam wie?
Trzeba będzie pilnie zwołać i koło gospodyń i kółko różańcowe też. Coś trzeba z tym zrobić i to jak najszybciej, bo nam zagłada kulturowa grozi, jak nic. I co? Znowu nic na siłę? O nie.
Świata całego to ja niestety nie zbawię, ale to co moje, to co nasze, ratować trzeba i tyle. Jeszcze tym razem nie poddam się. Nie mam takiego zamiaru.

A wy tam u siebie, to róbta sobie co chceta.
Zapomniałam dodać, że na ślub Agafity Dopierały to najbardziej ze wszystkich nalega czwórka jej małoletnich dzieciaków i ten jej długoletni konkubent Justus.
Na próżno!

wtorek, 2 marca 2010

Amnezja

Czasami to jak się człowiekowi bardzo coś zachce to ulega tym zachciankom i tyle. Jak na ten przykład mi się zachciało śledzia z beczki z ikrą w środku, to sobie poszłam do Róży, do sklepu. A jak Adalbergowi się chce wypić coś mocniejszego to idzie do sąsiada zza miedzy i chlają aż do zmierzchu. Czemu do zmierzchu? No bo żonka mu zapowiedziała, że ma już dość i jak ktokolwiek z Fujarek zobaczy Adalberga pijanego, to ona rozbije mu na głowie wazę od ślubnego serwisu. I Adalberg pije do zmierzchu, a potem po ćmoku do domu opłotkami wraca .
Ja tam plotek nie lubię, ale oni ten swój serwis to używają tylko dwa razy do roku: w Wigilię do czerwonego barszczu i w Wielkanoc do żurku z jajami.
A propos jaj, to przeczytałam ostatnio w „Głosie Fujarek“, że mężczyźni co noszą za ciasne spodnie mogą mieć kłopoty i w małżeństwie, a i poza też. No i tak se myślę, że trochę prawdy w tym co tam piszą to jednak jest. No bo dawniej chłopy szerokachne szarawary nosili i w każdej rodzinie po sześcioro , albo i więcej dzieciarów było. A te młode teraz??? Szkoda gadać! I czy to nie powinno być... zakazane?
Ależ ja się wzruszyłam serdecznie moi kochani, jak w telewizorze zobaczyłam panią Danutę Szaflarską. Siwiuteńka taka, maluteńka, a wielka przecież. Pamiętam ją jeszcze doskonale taką młodą, ognistą w „Zakazanych piosenkach“ właśnie. Teraz to jak w filmie kogoś nie zabiją , albo nie porwą to sala w kinie pusta jak głowa Serencjusza Buziaka. Oj, biedny ten nasz Serencjusz, że aż się serce ściska. Będzie już ze dwa lata, jak przechodząc wieczorem koło fermy kurzej tak się wystraszył nagłego piania koguta, że pamięć całkiem stracił i do dziś dnia jej niestety nie odzyskał. Ciotka jego Safona Buziakowa twierdzi wprawdzie , że chłop nigdy mocnej głowy nie miał, ale ja tam uważam , że i tej resztki co ją stracił też szkoda. Tym bardziej, że nagle. No i co to za koguty teraz , że zamiast o świcie, to wieczorami piać zaczynają?
Ja tam wieczorem to już do niczego prawie jestem. Czasem tylko jak mnie coś najdzie , jakiś mus taki i chęć całkiem szczera , żeby z wami kochani podzielić się ploteczkami z Fujarek, to sobie do komputerka po cichu siadam i piszę.
Ale ja jak wiecie to za bardzo plotek nie lubię. I dlatego właśnie przekazuję wam same tylko sprawdzone wiadomości i jedynie samiuteńką prawdę.

poniedziałek, 1 marca 2010

Magiel

Poszłam dziś rano do komory po jajka do naleśników, patrzę, a tu na beczce z kapustą biała pleśń się pokazała. Oho, myślę ja sobie , wiosenny wykwit. No i tak zamiast do magla z praniem iść, to musiałam kapustę oczyścić, ścierki poprać i tak mi do południa zeszło. A powiem wam, szczerze, że co jak co , ale do magla chodzić lubię ponad wszystko. Może nawet bardziej niż na spotkania koła gospodyń. Albo i nawet kółka różańcowego. Też.
Bo jak wiecie, plotek to ja nie lubię, zwłaszcza tych niesprawdzonych, ale w maglu to jest tak jakbym jednocześnie i radia słuchała i w sejmie siedziała. No, tyle wiadomości naraz i jedna w drugą ciekawe nadzwyczaj. Życiowe takie.
Na ten przykład w zeszłym miesiącu Karpińska pokłóciła się tam właśnie z Chojnacką o to, czy się mówi idę do magla, czy idę do magli. No i jak tak patrzyłam z boku to wyglądały jak dwa indory, co to im się nie tylko korale trzęsą, ale i narośle nad dziobiskami z jednej na drugą stronę pyska przelatują. A skakały tak wysoko, jak kocur Pawłowskiej do wróbli na jaśminie.
A propos wróbli, coraz mniej i mniej ich u nas niestety. Gadałam nawet na ten temat z bibliotekarką i ona twierdzi, że ludzie krzaki wycinają, a wróbelki tam właśnie najbardziej gniazdować lubią. A powiem wam jeszcze, że jeśli o to chodzi, to ja tam wszystkie ptaszyska w zimie dokarmiam, daję im co tam mogę, a jak już całkiem nie mam co , to i obierki od ziemniaków ugotuję. Oj, porosły mi w tym roku ziemniaczyska, jak mało w którym. Bo to zawsze trzymałam je w ziemiance, na podwórzu, a tegoroczne do piwnicy co pod kuchnią jest dałam. Zima była sroga, w kuchni hajcowałam ile wlezie to i teraz trzeba będzie zejść na dół i grule poprzerywać. Oj, zejdzie mi na tym ze dwa popołudnia jak nic. A przecież miałam całkiem inne plany co do tych popołudni. Wiecie co miałam robić? Nigdy byście nie zgadli, choćbyście i sześć razy zgadywali, jak mówi wnuczka starej Borgowej.
Powiem wam , że ładny dzieciak się z tej Frydy robi, a przecież taka szpetna się urodziła , jak mało kto kogo znam. A ja moi kochani u nas w Fujarkach to każdą kobitkę w połogu odwiedzam i każdego malucha ze wszystkich stron oglądam. Ciesielska to nawet kiedyś w maglu powiedziała, że ja u tych noworodków rogów, kopyt i ogonów szukam. ale ona to zawsze wymyśli coś takiego, że nie wiadomo co na to odpowiedzieć. To znaczy mało kto by wiedział. Bo ja wiem i zaraz jej odparowałam, że wprost przeciwnie, że im łopateczki oglądam, czy nie widać tam śladów po odpadniętych przed urodzeniem skrzydełek.
Bo ja dobrze pamiętam, jak nieboszczyk ksiądz Michałowski tak nam kiedyś na chrzcie mego bratanka powiedział. A jak już o bratanku wspomniałam, to nie pamiętam, czy powiedziałam wam, ze brat mój Kosma to aż trzy razy żonaty był. I za każdym razem w kościele ślubował. Ot po prostu, szczęścia chłopina do bab nie miał i tyle. Po kolei go odumierały. Chorowite takie raczej mu się trafiały. No z wyjątkiem pierwszej, Trudy, bo ta się w kąpieli w rzece utopiła i tyle ją widzieli. I to zaledwie dwa lata po ślubie!
Wprawdzie ładnie ją świekra Kosmy na te ostatnią jej drogę przystroiła, ale żeby ładnie w trumnie wyglądała to nie powiem. Niestety. Ale prawdę mówiąc, ciekawe która z was by ładnie wyglądała, jakby całych dziesięć dni i dziesięć nocy latem pod wodą przeleżała, co?

No, a druga z kolei Flawia, na suchoty pięć i pół roku potem odeszła. Ta z kolei pięknie po śmierci wyglądała. Jak wszyscy gruźlicy, zresztą. Bo nikt tak piękny do nieba nie idzie jak gruźlicy. Możecie mi wierzyć. Niejednego w życiu widziałam i...przeżyłam.
Tylko trzeciej mojej bratowej niestety oglądnąć nie mogłam, bo w tym czasie, brat mój mieszkał już daleko od Fujarek, a ja w domu na zapalenie zatok chora , w cieple leżeć musiałam. Chcecie pewnie wiedzieć na co Ofelia umarła? Otóż moi drodzy nie powiem wam tego.
Nie, żebym się wzbraniała, bo żadnych do tego powodów nie mam. W całej naszej rodzinie wstydliwych chorób nie było , nie ma i niestety nie będzie.

Ja po prostu zapomniałam. Stara już jestem, skleroza mnie od lat kilku je i tyle. Zresztą, tyle ciekawych rzeczy się teraz u nas każdego dnia dzieje, że trudno tak każde głupstwo spamiętać. Jak to mówi Pawłowska, że nie wolno pamięci byle czym zaprzątać, bo na ważne wspomnienia miejsca zbraknąć może.
A swoją drogą nie mogę odżałować, że mi się ten magiel "wykruszył".
Ten magiel. Widzicie? Rodzaj męski. No więc chodzi się do magla, a nie do magli.
Zapamiętajcie.