Obserwatorzy

wtorek, 28 września 2010

Złota polska....?

A u nas znów leje. A tu ziemniaki do końca nie zebrane. A jak będzie z jesienną orką tego nawet Ciesielska świadoma nie jest. Ja tam plotek nie lubię, ale podobno wczoraj na zebraniu koła gospodyń opowiadała, że mimo, że do swojej kuli szklanej dzień w dzień zagląda, to nie widzi nic. Taki czas nastał – mówi. I że to wina półkrzyża co to go planety na niebie utworzyły i który miał zniknąć pod koniec sierpnia, ale nie zniknął. I dlatego taki wrzesień mamy jakie i lato było. A było złowrogie i nieprzewidywalne jak nie wiem co! Dopierała nic na to nie rzekła , Pawłowska też, ale za to Bezatowa twierdzi, że ludzie za mało się modlą i byle jakie moniaki na tacę rzucają! Ksiądz nic nie powiedział, jak mu te słowa Borgowa na ucho powtórzyła, ale podobno uśmiechał się i głową kiwał. A ja nic nie gadam , i nigdzie nie łażę. Inni mają kłopoty z półkrzyżem, a mnie mój własny jesiennie rozbolał , więc we własnym swoim domu siedzę i gorące kataplazmy z czego się da na niego przykładam. Może ta nasza polska jesień jest i złota, ale nie zawsze. Częściej ona boląca jest. Zwłaszcza dla starych.

poniedziałek, 20 września 2010

Nie w porę?

No i wydało się !!! Cała prywata starej Pawłowskiej ukazała się nam członkiniom naszego kółka różańcowego w pełnej okazałości. Otóż zapewne pamiętacie, jak wam opowiadałam o naszym nieudanym wyjeździe do stolicy. Wspomniałam wam też , że nie wiem czemu kwiaty co miały do wieńca iść Pawłowska ustawiła przed obrazem Św. Krzysztofa. Ale teraz wiem, bo właśnie się wydało, że Pawłowski wrócił z arbajtu od Helmutów, w nowej pomarańczowej taksówce. Plotek to ja jak wiecie nie lubię, ale nie bardzo ona nowa ta ichnia taksówka, tak przynajmniej powiedział mi Ciesielski, a Dopierała dodał, że będzie Pawłowskich sporo kosztowała, bo dużo pali. No ja tam nie wiem czy dużo czy mało, wiem tylko, że z nas wszystkich to Pawłowska najwięcej z nas tu Fujarkach na letnikach zarobiła. A wszystko dzięki najstarszemu , co to przed sezonem nie tylko dwa stawki oczyścił i mostkiem je połączył, ale i prawdziwnego piachu wiślanego nawiózł, tak, że tam u nich to się najprawdziwsza plaża zrobiła. Co jak co, ale dzieci to ta Pawłowska robotne ma, jak żadna u nas! Już od świtu słychać ich rozmowy i śmiechy w kurniku, w obórce albo gdziekolwiek w obejściu, tak, że nim siądą do śniadania, to cały już obrządek przy żywiźnie mają skończony. Ale z drugiej strony patrząc mieć aż tyle dzieciów? Akurat dziś spotkałam Ciesielską z siatami jak ze sklepu wracała, to samych chlebów dźwigała aż pięć. A po ziemniaki to już jeżdżą ze starym wózkiem co to po najmłodszych bliźniakach Fabioli i Syriuszu Ciesielskim się został. Ale Pawłowska gadała do Borgowej, że oni teraz to taksówką będą do sklepu jeździć. Oj powiem wam, ze obśmiałam się jak mrówka po puszce zimnego Lecha. Toż Pawłowscy do spółdzielni mają nie więcej niż ze sto metrów! No, ale ta ich taksówka jak już wspomniałam pomarańczowego koloru jest. To i widać ją będzie aż w Burczybasach! A i muszę dodać, że Ciesielska jak ją dziś spotkałam okrutnie smutna była, bo podobno jej najstarsza zakochała się w synu naszego listonosza Ezechiela Karpy. No, zezłościłam się na babinę i gadam, że to nie smutać, a cieszyć się trzeba kiedy dwoje młodych na raz szczęście spotka i to w dodatku wzajemne. To Ciesielska na to, że ona może i by się cieszyła, ale ta miłość jakoś tak nie w porę nadeszła. No moi drodzy, jak ja to usłyszałam, to taka złość mnie wzięła, że zaraz na pięcie się odwróciłam i prosto do swojego domu poczłapałam. Ale zanim odeszłam to wykrzyczałam babie, że nie w porę to może przyjść czkawka, okres, śmierć lub sąsiadka, ale nigdy nie miłość.

Nigdy.

czwartek, 16 września 2010

Wieniec

No i sprawa się rypła. Ja jak wiecie plotek nie lubię, ale muszę od początku wszystko opowiedzieć, żebyście pojęli o co mi chodzi. Otóż na jednym z zebrań naszego kółka różańcowego Pawłowska rzuciła pomysł wycieczki do stolicy, z obowiązkową wizytą na Krakowskim Przedmieściu. I tak się tego swego pomysłu uczepiła, że nieznanym mi sposobem przekonała do niego i księdza proboszcza i komendanta straży, który to miał załatwić autokar, jako środek lokomocji. Ksiądz, to ksiądz, ale Pawłowska przekonała prawie wszystkie panie z naszego kółka! No tylko jedna jej się oparła. Dopierała. Ale ona zawsze staje okoniem jak co do czego dochodzi i jakby nie wiem o co komukolwiek i kiedykolwiek chodziło. Wyobraźcie sobie, że jak już wszystko prawie na ostatnią agrafkę było zapięte, a Kondejowa z Bezatową zabierały się do plecenia ofiarnego wieńca, okazało się, że z naszej wyprawy … nici! No bo dziś rano w telewizji pokazali, że nie będzie gdzie tego naszego wieńca położyć i już. A już bez tego to nie ma po co do tej stolicy jeździć, bo tam tylko miastowy smród i tłok jak w kościele na Rezurekcji. No i nie jedziemy. A kwiaty co miały kobiety w wieniec wpleść, Pawłowska ustawiła w kościele.

Przy obrazie Świętego Krzysztofa je ustawiła!

Ale dlaczego tam, skoro z tej naszej wycieczki nic nie wyszło, to ja już nie wiem.

wtorek, 7 września 2010

Wykopki

Ziemniaki jak wiadomo różne są . Orliki twardsze i dłużej się gotujące, ale smaczne. Lordy i bryzy to te żółte; na wybrzeżu ludzie je jedzą i nie narzekają . Może być, że przywykli. Ale u nas w Fujarkach to ani anielki, ani amerykany, ani nawet aster tylko oczywiście irysy, białe, podługowate, gotują się krótko i jak przy odparowaniu garnkiem potrząśniesz to otwierają się jak rozkwitające róże. Tylko kłaść między te płatki wiórki świeżutkiego masła, posolić i jeść i jeść i jeść.

No, ale do pieczenia to irysy są za delikatne, więc sadzimy też irgi, bo po połowie zimy to prawdę powiedziawszy irga jest lepsza. No i ognisk się nie boi. A u nas o tej porze wieczorami to nad każdym kartofliskiem snuje się dym z pieczenia ziemniaków i tyle.

A wiecie wy ze u nas w kraju to nie wszędzie ziemniak ziemniakiem nazywają? Plotek nie lubię, ale przecie to żadna plotka prawda? Więc wam tu napiszę czego się dowiedziałam o tych kartoflanych nazwach.

Ślicznie, prawda? Ano ślicznie!

środa, 1 września 2010

Noe ?

Stara Cichoszowa powiedziała mi wczoraj po mszy, że ostatnie takie deszcze to były za czasów Noego. Oczywiście okazało się, że ona doskonale te czasy pamięta, a osobliwie to już wrył jej się w pamięć sam Noe. Mówi , że ładny to on za bardzo nie był i cuchł był jak stary cap, ale męski to już był do nieopowiedzenia!
Ponieważ nastawiłam na ogień buraczki do ukraińskiego barszczu, więc za bardzo i słuchać dalej nie mogłam, ale mam nadzieję, że jak już ta woda całkiem wszystko dokoła zalała to Noe mógł się kąpać do woli. No i zapewne skorzystał z tego dobrodziejstwa przyrody, bo jak nie, to jego żona Waila musiała bardzo żałować swojej decyzji, że dała się na tę łajbę w końcu namówić.
A o Wailii wnuczce szwagra Kondejowej, to wam też opowiem, ale już innym razem. A jakże!