Obserwatorzy

poniedziałek, 31 maja 2010

Topola

„Szkoła to nie knajpa - nie musisz chodzić do niej codziennie”- powiedziała mi Kisielińska odprowadzając swego osiemnastoletniego wnuka Owidiusza do szkoły. Za rękę. Do piątej klasy podstawówki, niestety. Cóż ja tam uważam, że nie każdy może być geniuszem i skończyć sześć klas bez najmniejszego nawet poślizgu. U nas w Fujarkach jak daleko pamięcią sięgnę to geniuszy chyba jednak nie było. To znaczy dzieciaki mamy przeważnie mądre, a i sprytne , ale nie zawsze chętne, no i przymuszać się do niczego, nawet najlepszego nie dadzą i już. A, że rok szkolny powoli się kończy, to cała rodzina Kisielińskich na zmiany prowadza Owidiusza do szkoły. Dziś to mi jego babka w tajemnicy powiedziała, że rodzina względem tego najmłodszego syna Fabrycji i Jonasza wielkie jakieś plany ma, i że tych ich planów to nawet ona babka jeszcze nie zna , ale że rodzina jest jak pięść, to i ona jak może pomaga i już. I dobrze , niech dzieciaka ciągną w górę ile się da, wykształconych ludzi nigdy nie za dużo. Zwłaszcza u nas na wsi.

Dyrektor naszej szkoły to tak zawsze pięknie mówi do dzieci i do rodziców na początku i na koniec roku, aż się serce ściska. Mówi mianowicie tak: ” nie staraj się zrozumieć wszystkiego, bo wszystko stanie się niemożliwe”, a potem cicho dodaje: „człowiek rodzi się mądry, potem idzie do szkoły”. No, Kordek to dyrektor całą gęba i nauczyciel i menadżer w jednym. Tak przynajmniej mówi nasz proboszcz.

Ale niestety nie cała kadra w szkole może się pochwalić mądrością i sercem dla naszych dzieciaków. Jeden siedzi w szkole od świtu do nocy, a drugi trzaska jej drzwiami jak jeszcze nie przebrzmi dzwonek po lekcji. Na ten przykład nauczyciel przyrody młody Wojtasiak mówił do bibliotekarki, że jedyne, co go trzyma w tej szkole, to grawitacja. Ja za regałem pełnym książek stałam cichutko, ale jak stamtąd wyszłam, to on był czerwony jak pomidor, o którym to niby uczy nasze biedne dzieci. No, ale na jego temat, to już się proboszcz nie wypowiada, o nie!

Nagotowałam dziś gar pomidorowej z ryżem, to i zaniosę w słoiku matce młodego Wojtasiaka, starej Wojtasiakowej, bo podobno zaniemogła bardzo na pęcherz i cierpi okrutnie. Nie wiem, czy to prawda, ale Pani Jeżowa twierdzi, że na pęcherz i nery, a nawet i na moczowody, to najlepsza jest żurawina. A ja wam powiem, że dokąd nasze bagna za Harmonijkami jeszcze nie osuszone, to ja jesienią co roku tam na żurawinę idę. No bo jak wiecie, plotek to ja nie lubię, ale słyszałam jak kobiety rozmawiały, że podobno słyszały, że wójt coś tam mówił o osuszaniu naszych starych historycznych bagien. A, że one historyczne są to taka moi drodzy pół prawda, a pół legenda. No bo najstarsi ludzie opowiedzieli swoim dzieciom, że ich babcie opowiadały, że w 1861 Stanisław Moniuszko przeprowadzał się ze swoją liczną rodziną ze Lwowa do Warszawy . No i właśnie wtedy zatrzymali się na popas w naszych Fujarkach, a że jego dzieciarni bardzo się nasze okolice spodobały to i podobno na dłużej zostali. Pan Stanisław niewybredny był, to i w kurnej chacie u złydni, czyli takiej dzisiejszej zielarki, czy też czarownicy Halki zamieszkali. No i na pamiątkę tego pobytu sam mistrz razem z dzieciarnią topole tam ponoć zasadził. I co z tej legendy zostało? Ano chyba to, że u nas w Fujarkach w każdym domu spora gromadka dzieci jest, tak jak u „mistrza”, bo on podobno dziesięcioro ich miał. No i oczywiście ta nasza historyczna topola. Ale Pani Jeżowa gada, że topola to drzewo krótkowieczne i kruche, a po czterdziestce staje się wielkim zagrożeniem.

Jak i prawie każda kobieta , co to po czterdziestce też zagrożeniem się staje, prawda?

wtorek, 25 maja 2010

Mamuśki

„Życie jest jak papier toaletowy - długie, szare, do dupy i w pewnym momencie gwałtownie się urywa” , powiedziała moja Kisielińska po powrocie z pogrzebu swojej prastarej ciotki. No i miała rację . A w tym maju to jeszcze będziemy mieli pogrzeb maleństwa od Chudzików, bo Lewizja urodziła martwe dzieciątko. Co prawda nie u nas , tylko w Fujarkach Dolnych, ale na pogrzeb iść musowo, bo to i rodzinie miło , no i spotka się tych co to się ich dawno nie spotkało i jakaś odmiana będzie w tym codziennym życiu. Plotek to ja nie lubię, ale jak spotkam tam kogoś o kim warto wam opowiedzieć, to oczywiście nie omieszkam.

A swoją drogą to te młode matki nie szanują się jak kiedyś. Palą papierosy jak chłopy, a bywa że i piją piwsko o dzieciaku zapominając. No, ale takie nauki i ostrzeżenia to sprawa doktorów i naszej Kozaryny, a nie moja. Na szczęście zresztą. Zaraz by się gadanie zaczęło , że się wymądrzam jak nie przymierzając ta Środa z telewizji, co to kobiety stale dyscyplinuje. Po cichu wam powiem, że ja to się z nią prawie całkiem zgadzam, no chyba , żeby ksiądz proboszcz uwagę mi zwrócił, no to wtedy to się wycofam; ale póki co się zgadzam i tyle.

Ja to w ogóle uważam, że kobiety u nas we władzy to za mało się udzielają. W gminie to tylko w kasie i w okienkach, wójt chłop, sołtys chłop, dyrektor szkoły też, że już o policji i straży nawet nie wspomnę. Jedynie w bibliotece, ale co to tam za władza nad Panem Tadeuszem i Don Kichotem? A jak już która dzieciakami się obłoży na dwa boki, to tylko o domu , praniu i krupniku myśli. Powiadam wam moi drodzy, że to matki muszą decydować o życiu jakie jest i jakie będzie, bo to przecież ich dzieci przyszłość, czyż nie? Ja tam plotek nie lubię, ale to by tym naszym fujareckim matkom tyle samo czasu zajęło co gadanie o niczym pod sklepem Róży, albo w kolejce do fryzjera, czy nawet na plotkach pod szkolną szatnią. Nie dalej jak tydzień temu słyszałam jak takie dwie mamusie Barbie obrabiały dupę jakiejś nauczycielce, że latem w kozakach chodzi. A co ich to obchodzi pomyślałam? No i teraz to już nie jestem taka pewna, czy bym chciała którąś z nich widzieć w jakiejkolwiek władzy, bo jakby tak się którejś mój berecik nie spodobał, to co?

A wracając do Kozaryny to dostała kobita skierowanie do sanatorium aż na sam kraniec kraju. Tam gdzie diabeł dobranoc mówi. Do Sopotu. Ona to się cieszy i szykuje bardzo, ale ja to bym się nawet i bała taki szmat drogi od własnej chałupy jechać. Tak daleko to i ludzie pewnie inaczej od naszych wyglądają. A może i gadają inaczej?

Ej, pośmiać się dobra rzecz!

A jak już o matkach wspominam, to wam powiem, że te nie najmłodsze też nie zawsze mądre, jakby ktoś z was oczekiwał. No bo jak się tak uważnie wkoło rozejrzeć, to np. taka Ciesielska. Zamiast zacierkową na ogień nastawiać, to ona kuzynce kabałę stawia, albo w szklaną kulę wpatrzona jakby tam widziała całe dobro tego świata. Miała najmłodszej dać na wycieczkę do teatru, ale pożałowała. To znaczy gadała, że teatr to ona i jej dzieciaki mogą mieć co dzień przed sklepem Róży Rychlik. Za darmo. A tymczasem na allegro ktoś sprzedawał mało używaną szklaną kulę, no to Ciesielska sobie ją nabyła. No i szczęśliwa, jakby świętego Franciszka koło karmnika zimą spotkała. A jeszcze takie dyrdymały przy tym opowiada, że nie wiem sama czy śmiać się czy płakać. Mówi ona mianowicie, że poprzedni właściciel oddał kulę na aukcję bo własną śmierć w niej zobaczył. A znów dziś rano klarowała Dopierale, że w tej kuli jest wielka moc zamknięta i każdy co jej pomocy zapotrzebuje, to trochę tej mocy do siebie wciąga.

No nie wiem. Ja tam nic nie wciągam i jakoś żyję na tym świecie, zgodnie z przykazaniami.

No, a znowu Pawłowska, otóż powiedziała mi ona wreszcie w wielkiej tajemnicy czemu jej tak bardzo zależy na tym OHP. Ona po prostu chce odciążyć własne dzieci. Stwierdziła mianowicie, że szkoła coraz więcej wymaga, a dzieci muszą się rozwijać nie tylko psychicznie, ale i fizycznie niestety. W zwykłych szkołach garbią się, ślepną, głuchną nawet! Więc Pawłowska zdecydowała, że nie będzie swoich do niczego zmuszać, ale jakby tak w Fujarkach zaczęło działać OHP, to ona swojej rodzinie sprawę tego wolnego wyboru naświetli. Osobiście.

Dopierała nic nie mówi, ale ja wiem, że jak złapała najmłodszą na paleniu to nawet jej po łapach nie dała, tylko peta dzieciakowi zabrała i sama palenia dokończyła. Oszczędna taka więcej jest. Ale nie w słowach niestety, bo jak przed nocą wracałam od Kisielińskiej, to średni Dopierała na ławce przed domem skulony siedział, a jak go zapytałam czemu nie śpi, to tylko warknął, że matka skrzeczy i lulać nie daje. Nooo!

Powiem wam, że i w Fujarkach , jak i dalej w świecie to matki różne bywają. Młode i stare, grube i chude, wysokie i niskie, mądre i durne. No, ale co by o nich nie gadać, to przecież to MATKI są, nieprawdaż?

A matkę, to jaka by tam nie była szanować i kochać należy i tyle.

sobota, 22 maja 2010

Pomidorowa

Ja tam plotek nie lubię, ani dyrdymałami się nie zajmuję, ale Domicela, co to jej tatko pochodzi z prostej linii od Antoniego Boryny, postanowiła na następnym zebraniu koła gospodyń nauczyć nas wszystkie jak się gotuje prażuchę. A wszystko na skutek wspomnianej już przeze mnie burzy mózgów i jednej z propozycji, aby na naszym deptaku nie suszi, ani inne kebab cze, tylko nasze staropolskie jadło w ruchomych , czyli objazdowych punktach sprzedawać naszym tłumnie przybywającym w przyszłości do Fujarek turystom. I ja się z tym osobiście zgadzam.
I wiele osób mnie oczywiście popiera.
Ksiądz proboszcz też.
Nooo, ale nasze młode panie, albo te, w których domach młodzież pierwsze skrzypce gra, od razu postawiły veto. Bo według nich, to młodzi takich potraw nie ciekawi, a jak do miasta jada to trasa ich wizyt biegnie „od makdonalda, przez picerie do suszi” , na innych owocach morza kończąc. Ja wiem , że teraz owoce morza modne jak ipody i młodzi wolą zdechłą krewetkę od świeżej truskawki, ale moi kochani bez przesadyzmuuuuuu. Wczoraj przechodząc koło Pawłowskich zagadnęłam młodych, co to w sadku między drzewami pranie wieszali, co o tym wszystkim myślą. Oczywiście na samym początku naszej rozmowy ukłonili się i tak wrzasnęli” dżem doppry” jakbym była tak głucha jak ich cioteczna babka Fabrycja.I wiecie co mi powiedzieli? Średni podłubał zapałką w zębie i rzucił: ” żeby skumać klimat, najlepiej przybąkać albo wziąć speera”. Mały był bardziej ugodowy:” jest cool, totalna zlewka na wszystko „ . A najmłodsza dodała tylko: „ ja jak mam flotę to wale na dżamprezę do klubu albo do kogoś na hawirę. Wtedy są akcje. Dostajesz korby i jest masakra”. I koniec rozmowy. Poszli dalej przetrzepywać powłoczki i prześcieradła. A na tym naszym zebraniu to my panie z kółka różańcowego i kobiety z koła gospodyń w gwarze, a potem to i czasem wrzasku zaczęłyśmy gadać o potrawach, jakie nam jeszcze nasze mamy i babki na stół stawiały, ale że i połowy słychać nie było to dałyśmy sobie kilka dni, aby ten mętlik jakoś uporządkować, a może nawet i spisać. Potem, jak już co do czego dojdzie to się wybierze potrawy stare, ale i nie za bardzo skomplikowane. No, żeby się za wiele nie narobić i życia w kuchni nie marnować, ale żeby smak dawny poczuć i turystom naszym, na których w naszych fujarkach czekamy dać coś innego od pomidorowej posmakować. Poszłam se więc wolniutko skrajem łąki w stronę domu, i tak mi się jakoś wspominkowo zrobiło, że jeszcze chwila a zaczęłabym żółciuśkie kwiatki mniszka, mleczem zwanego zbierać, żeby z niego miód wiosenny ukręcić, jak i moja babka kręciła. A kiedy tak szłam to spotkałam Kondejowa co na ławce pod domem siedziała. Ale nie sama, o nie. Obok niej z lewej siedział brat Dopierały , stary kawaler Radogost, a po lewej wdowiec po Irminie Turemce, Brunon. Obaj oni konkurują ze sobą, bo im Kondejowa ponoć dała jakąś nadzieję. Przynajmniej tak kobiety w maglu mówiły. Więc ja , wiedząc , że obaj chłopy tak się nadają do prac w domu i zagrodzie jak kanarek do kieratu, powiadomiłam o wszystkim Kondejkę, żeby była taka więcej świadoma. No, ale dziś to naród mało wdzięczny jest, bo ona tylko ramionami wzruszyła i powiedziała, że jej do ślubu nie spieszno, a zastanawiać to ona się może i kilka lat. Chyba, że w międzyczasie jakiś trzeci i bardziej zdatny się nie napatoczy. A ja to wam powiem, że coraz bardziej lubię teraz te Kisielińską , czasem to jej powiedzenia to aż człowieka z nóg zwalają. Wczoraj przed wieczorem musiałam z własnego domu uciekać, bo najmłodsza Ciesielska ze średnim Pawłowskim i starszą Dopierałów uczyli się do egzaminu. A oni jak się uczą to otwierają szeroko okno, siadają na parapecie i włączają na cały regulator, te swoje radio Haevy Metal Attac. Wiec mi nic innego nie pozostaje tylko albo do kościoła, albo do którejś sąsiadki na komorne iść. No, ale mus to mus, trzeba jakoś dzieciakom pomóc. Jak ten egzamin zdadzą to będą sobie mogli zarobić latem. Bo ten egzamin to jest z wiedzy o grzybach jadalnych tzn. które na skup, a których nie ruszać. Wczoraj więc z potwornym bólem głowy do Kisielińskiej się udałam, a ta mi na moją cichą skargę tak powiedziała: Najlepsze lekarstwo na ból głowy to przybytek. Od przybytku głowa nie boli. I co wy moi drodzy na to?
A jeśli już o prawdziwą, domową pomidorową chodzi, to jak ludzie będą się tak tym nadmuchiwanym, sztucznym żarciem karmić, to zupinę będzie można skosztować już tylko w kulinarnym skansenie.

środa, 19 maja 2010

Deptak

Pod topolą Moniuszki postałam dziś chwilę z Pawłowską . I ona mi mówi, że u nas w Fujarkach koniecznie potrzebne jest OHP i że powinnyśmy to pilnie omówić na kole gospodyń. No, ale zebranie koła miałyśmy zaledwie dwa dni temu, a następne będzie jak zajdzie pilna potrzeba. Znaczy się pilniejsza niż to Pawłowskiej OHP.

A na zebraniu były postawione dwie ważne sprawy, znaczy się sprawa komendanta straży i sprawa agroturystyki a co za tym idzie ogólnej rekreacji nas mieszkańców. Też.

Sprawa komendanta jest na razie tajna, więc o niej tu wspominać nie myślę, natomiast sprawa rekreacji to temat otwarty i dla wszystkich dostępny. Wody to my mamy we wsi trochę. Bo to jest w Fujarkach i nasza rzeka Szałamaja i mała rzeczka Fletnia co niedaleko za kościołem płynie i wreszcie potok Bazuna co z harmonijek wypływa, a który kiedyś hrabia tak właśnie nazwał, aby jedną ze swoich wiejskich nałożnic uwiecznić. Ja tam plotek nie lubię, ale że one historyczne to wam trochę opowiem. Owa rudowłosa Zenona długo naszego hrabiego swoją słynną fujarecką urodą cieszyła, a gdy chcący czy niechcący zaciężyła, hrabia musiał jej na gwałt męża znaleźć. U nas akurat żadnego wolnego chłopa nie było, bo działo się to w czasach, kiedy pan na naszych włościach najwięcej cielesnych uciech zapotrzebował. Więc, że wszystkich co to jeszcze żenidła zdatne do użytku mieli już zagospodarował, zaczął się za wolnymi i zdolnymi chłopakami w świecie rozglądać. No i dla tej właśnie Zenony przywiózł mu foryś Wojtas drwala aż z dalekich Kaszub. Dziewczyna była ponoć nie tylko piękna , ale i bystra, wiec hrabia połączył przymioty obojga i nazwał potok Bazuna. A na tym potoku moi drodzy mamy jeszcze jedną ciekawostkę, a mianowicie wodospad. Wodospad nazywa się Róg, ale powinien się nazywać Rożek, bo niewielki jest. No, ale jaki by nie był, to jest, więc jak wspomniałam wody to my tu w Fujarkach troszkę mamy.

I teraz chodzi o to, że trzeba zmusić ludzi , żeby tam, nad te nasze wody na spacery chodzić zaczęli. Dziewanna mówi, że jak kiedyś w Ciechocinku na leczeniu była, to tam deptak taki jest, gdzie sobie wszyscy miejscowi i zamiejscowi w te i we w te spacerują.

No i właśnie nam taki deptak potrzebny jest na gwałt.

To znaczy taki deptak wydeptać to trudno nie jest, ale zatrzymać tam ludzi na dłużej, o tu już trochę pogłówkować trzeba i to w dodatku nie w pojedynkę. Więc, żeby wspomóc wójta, sołtysa i innych urzędników postanowiliśmy zrobić burze mózgów. Wszystkich.

Ja tam plotek nie lubię, ale jak nam w 1985 zagrażała inwazja kosmitów, też żeśmy się szybciutko skrzyknęli mimo, że z tamtejszej prognozy Ciesielskiej nic nie wyszło, bo zamiast inwazji kosmitów mieliśmy straszną inwazję komarów. No, ale i w tej walce nasza fujarecka mobilizacja nadzwyczajnie nam wtedy pomogła.

Na przyszły tydzień zwołujemy zebrania i spotkania różnych organizacji i będziemy debatować. Ja nie chwalący się, to każdy jeden dzień w tygodniu będę miała zajęty, bo ja to prawie wszędzie należę. Będę miała mózg rozgrzany do czerwoności ! No , ale czego się nie robi dla wspólnoty? A i być może załatwimy Pawłowskiej to OHP, jak jej tak bardzo na tym zależy.

Kto zresztą wie? Może takie wielogodzinne myślenie dobrze mi zrobi na moją sklerozę?

niedziela, 16 maja 2010

Miecz Damo(sic!)klesa

„Deszcz majowy, chleb gotowy” . Tak mówi ludowe przysłowie o majowej pogodzie. Ale inne z kolei przysłowie, mówi: "Gdy maj jest przy pogodzie, nie bywają siana w szkodzie". No i co wy na to? Bo ja myślę, że ci co je wymyślali zawsze planowali od razu dwa, jedno na tak, a drugie na nie. Dlaczego? Nie wiem, ale chyba po sprawiedliwości. Benita i Iweta Kisielińskie, to bratanice męża Laurencji Kisielińskiej. Zamiast we własnym domu w Multankach, stale przesiadują u stryjny w Fujarkach i zapisują wszystkie przysłowia, przypowiastki no i oczywiście przepowiednie. Najwięcej to się z tego cieszy nasza bibliotekarka , no i oczywiście nasz sołtys Bonawentura Bojarowski, który w swoich mowach, jakie lubi wygłaszać z różnych okazji, korzysta ze zbiorów Kisielińszczanek. Jeśli już mówię o Bonku, to po prostu nie mogę się go nigdy nachwalić . Znam go prawie od zawsze, ale drugiego takiego to ze świecą szukać. Nie na darmo wszystkie okoliczne wioski zazdroszczą nam takiego mądrego i statecznego sołtysa. Już jako nieletni chłopak pomagał ojcu w pracy zakładzie szewskim, a potem wyjechał do miasta wojewódzkiego i tam przez kilka lat był wyklepywaczem damskich tyłków. No, ale potem fabrykę zamknęli, zapasy butów wyprzedali po dziesięć złotych za parę i Bonek wrócił do domu. Wrócił , ale już nie sam tylko z żonką, która zapoznał w kinie w mieście. Elwira miała bardzo niebezpieczną pracę. Była wybieraczką monet, zatrudnioną przez właściciela dwustu automatów do gier, rozstawionych w różnych, nie zawsze bezpiecznych miejscach. Odetchnęła więc z ulgą, kiedy teściowie dali im dwa pokoje na górce swego domu. Ej , ludzie jak to dawno było, toż ich dzieci już prawie wszystkie dorosłe, no i przyznać trzeba, wszystkie solidnie wykształcone. Żaden na bezrobociu nie jest, a i zarabiają nie najgorzej, bo ich rodzice pchnęli na nieprzetarte ścieżki. Najstarsza Lenora jest zmywaczką grafitti, Wróciwoj składaczem sprzętu spadochronowego, Eligiusz cudownym bańczarzem, Ludomira dogoterapeutką, a Jaropełk rozbieraczem-wykrawaczem. Najmłodsza Euzebia jeszcze chodzi do szkoły, ale już widać, ze zna się na makijażu jak mało kto. A że wcale, ale to wcale nie boi się zmarłych, to jej siostry wynalazły w internecie kursy dla tanatopraktorów. I tyle wam powiem, że ja chociaż plotek nie lubię, to wspomnicie moje słowa: Euzebia zajdzie najdalej z całego rodzeństwa i pociechą dla rodziców na starość będzie. Bo nie każdy musi mieć telefon i modne buty, ale jeść i umrzeć to już raczej każdy.

Jeśli już o jedzeniu wspomniałam, to muszę jeszcze dodać, że po otwarciu restauracji "Suszarnia" , w której każdy może skosztować suhi i zielonej budki z włoskimi lodami o ślicznej nazwie „Bella Italia”, czeka nas teraz otwarcie kiosku z dewocjonaliami. A mianowicie gospodyni naszego proboszcza Telimena Chałupczyńska weszła w spółkę z Klaudyną Kuśmierczykową bratową naszego księdza i będą sprzedawać różne poświęcane drobiazgi, książki religijne, a zgodnie z sugestią pań z kółka różańcowego będą tam również mieć komis ze strojami komunijnymi. Chcecie wiedzieć gdzie jest to „tam”? Otóż moi drodzy nigdy, przenigdy byście nie zgadli. Pamiętacie jak wam opowiadałam o byczku księdza Michałowskiego Henrysiu? I o stodółce, którą Wacikowski z komóreczki, co przy świetlicy parafialnej stała dla byczka na dom przerobił? No!

No to teraz znowu kilku zdolnych chłopów, będzie tę komóreczkę restaurować , powiększać , malować i ozdabiać tak, żeby i Klaudynie i Telimenie pasowała. A to wcale takie łatwe nie będzie, bo jak mawia Lukrecja Kisielińska jednej babie dogodzić nie każdy da radę, a co dopiero dwóm?

Nasz komendant straży podczas święta zakończył swoje przemówienie tak: „ a teraz idziemy wszyscy popróbować co dobrego przygotowały nam dziś nasze baby”. Najpierw zaległa cisza; tylko jakaś jedna idiotka zachichotała. No, ale potem wszystkieśmy na siebie popatrzyły i ja już wiedziałam jaki los sobie nasz nieszczęsny Ireneusz Pietura zgotował na kolejne miesiące. Co wam będę więcej gadać, nic. Jedno jest pewne , nikt mu tego co go teraz ze strony fujarczanek czeka, zazdrościć nie może. Jedno tylko mogłoby go uratować, albo solidny pożar, albo solidna powodź. No, ale tego to już w fujarkach nikt by sobie na pewno nie życzył. A najmniej to już komendant OSP.