Jeszcze przed niedzielną mszą wpadła do mnie rozdygotana Krachelia Karpa i podała mi kartkę papieru. Myślałam, że to kartka z wypominkami i nawet nie spojrzawszy do kieszeni ja wtykać zaczęłam, a wtedy w Krachelię jakby piorun kulisty strzelił nagle. Złapała mnie za wydrowy kołnierz mojej wyjściowej zimowej pelisy i dalej nim trząść jak nie przymierzając jej stary swoja ulęgałką. Bo też musicie wiedzieć, że ulęgałki to już prawie na tym świecie nie zobaczysz, no chyba, że gdzieś w na skraju lasu, albo gdzieś na polu, ale wtedy owoce mają tak cierpkie, że język kołkiem staje. A u Karpów w sadku, aż dwie się uchowały; owoce maja słodziuśkie jak miód lipowy, wiec i oboje dbają o te stare grusze bardziej niż o szóstkę swoich żywiołowych dzieciaków. Oj, bo też tę ich gromadę znają u nas wszyscy ludzie i to w każdych Fujarkach. No i w powiecie też. I nie tylko zresztą! Pamiętam jak rok temu ich najstarsza Georginia zgłosiła się na konkurs śpiewania i nie tylko go wygrała, ale jeszcze dwie siostry Ronaldę i Januarię w ten biznes wciagnęła. Jeżdżą teraz od miasta do miasta i podobno można już nawet płyty z ich piosenkami nabyć. Pomyśleć tylko , jak to się czasem ludziom życie odmienia. A pamiętam, jak jeszcze nie tak dawno widziałam całą gromadę jak się koło płotu w piachu bawią . A gile językami zlizywały tak zmyślnie, że aż czubki tych jęzorów do dziurek w nosie wciskały.
Znowu brat starszy tego Karpy to w powiecie na stanowisku jest. Ja tam w powiecie nie bywam , bo i nie mam po co , ale podobno bardzo wysokie to stanowisko ma. Aż na samym szóstym piętrze za biurkiem siedzi. Młodszy zaś za kolejarza się został i jako konduktor w pośpiesznych pociągach jeździ. O, ten to już kawał świata zwiedził, a ilu ciekawych ludzi widział, to nie policzysz. Czasem żonka jego wpada do nas na zebrania koła gospodyń i takie ciekawostki opowiada, że czasem to i wierzyć się nie chce. Raz to nawet tę piosenkarkę Sławę Przybylską widział. W drugiej klasie jechała. Nawet autograf mu na „Głosie Fujarek“ podpisała. Sama widziałam , więc piszę z czystym sumieniem, bo ja jak wiecie nie kłamię, a i plotek nie sprawdzonych nie lubię.
No, ale wracam ja do Krachelii. Jak się już z jej łap z wyskubanym lekko kołnierzem wydostałam, siłą na kanapie ją usadziłam, szklankę stu dziennej wody w nią wlałam i do gadania zmusiłam, to się okazało , że ta kartka to...ANONIM!!!
Napisane tam było niewiele, ledwo jedno zdanie i to nawet niezbyt rozbudowane. A brzmiało ono tak: „ Wiem fszystko i stale mam cię na okó“.
No moi kochaniiiii, czegoś takiego to jeszcze nigdy u nas w Fujarkach nie było. Przynajmniej jak dlugo ja żyję. No i moja babcia też, bo chyba bym coś wiedziała?
Zaraz i ja obok Kracheli se siadłam i obie wypiłyśmy po 60 kropli walerianowych.
No i zaczęłyśmy się zastanawiać.
Po pierwsze kto. Po drugie co wie? A po trzecie co znaczy stale? Że w nocy też? I w sklepie? I w wygódce nawet? Bo my koło sklepu mamy taką publiczną sławojkę, żeby nikt nam w Fujarkach uliczek i dróżek nie zanieczyszczał.
Byłyśmy już po trzeciej kolejce tych kropelek, gdy nagle ktoś załomotał do moich drzwi. Załomotał tak, jakby się paliło. Tego już było jak na mnie za wiele, a i nawet na Karpę też. Mówię wam szczerze, że na ostatnich nogach do drzwi doszłam, a dojść musiałam, bo inaczej razem z futryną by mi do sieni wleciały. A za drzwiami stał czerwony jak burak synalek Pawłowskiej i gdy mnie zobaczył to zaczął coś o pomyłce i o małej Karpie i o...miłości!
Ot, i w końcu sprawa się wyjaśniła. Chłopak się zakochał, był zazdrosny i chcąc, żeby dziewczyna się pilnowała, anonim napisał i pod drzwi Karpów podrzucił. Tylko, że rano to Krachelia do kościoła pierwsza wstaje, wiec to ona kartkę znalazła, bo mała to o tej porze na drugi bok się przewraca. Chłopak co za kioskiem się schował, widział to i z pół godziny bił się z myślami co ma robić.
I tyle .
Koniec całej tajemnicy. I koniec naszego dochodzenia.
A swoją drogą ciekawe do czego byśmy z Karpową doszły i ile kropelek dałybyśmy radę jeszcze wypić, gdyby syn Pawłowskiej trochę dłużej za tym kioskiem posiedział.
Znowu brat starszy tego Karpy to w powiecie na stanowisku jest. Ja tam w powiecie nie bywam , bo i nie mam po co , ale podobno bardzo wysokie to stanowisko ma. Aż na samym szóstym piętrze za biurkiem siedzi. Młodszy zaś za kolejarza się został i jako konduktor w pośpiesznych pociągach jeździ. O, ten to już kawał świata zwiedził, a ilu ciekawych ludzi widział, to nie policzysz. Czasem żonka jego wpada do nas na zebrania koła gospodyń i takie ciekawostki opowiada, że czasem to i wierzyć się nie chce. Raz to nawet tę piosenkarkę Sławę Przybylską widział. W drugiej klasie jechała. Nawet autograf mu na „Głosie Fujarek“ podpisała. Sama widziałam , więc piszę z czystym sumieniem, bo ja jak wiecie nie kłamię, a i plotek nie sprawdzonych nie lubię.
No, ale wracam ja do Krachelii. Jak się już z jej łap z wyskubanym lekko kołnierzem wydostałam, siłą na kanapie ją usadziłam, szklankę stu dziennej wody w nią wlałam i do gadania zmusiłam, to się okazało , że ta kartka to...ANONIM!!!
Napisane tam było niewiele, ledwo jedno zdanie i to nawet niezbyt rozbudowane. A brzmiało ono tak: „ Wiem fszystko i stale mam cię na okó“.
No moi kochaniiiii, czegoś takiego to jeszcze nigdy u nas w Fujarkach nie było. Przynajmniej jak dlugo ja żyję. No i moja babcia też, bo chyba bym coś wiedziała?
Zaraz i ja obok Kracheli se siadłam i obie wypiłyśmy po 60 kropli walerianowych.
No i zaczęłyśmy się zastanawiać.
Po pierwsze kto. Po drugie co wie? A po trzecie co znaczy stale? Że w nocy też? I w sklepie? I w wygódce nawet? Bo my koło sklepu mamy taką publiczną sławojkę, żeby nikt nam w Fujarkach uliczek i dróżek nie zanieczyszczał.
Byłyśmy już po trzeciej kolejce tych kropelek, gdy nagle ktoś załomotał do moich drzwi. Załomotał tak, jakby się paliło. Tego już było jak na mnie za wiele, a i nawet na Karpę też. Mówię wam szczerze, że na ostatnich nogach do drzwi doszłam, a dojść musiałam, bo inaczej razem z futryną by mi do sieni wleciały. A za drzwiami stał czerwony jak burak synalek Pawłowskiej i gdy mnie zobaczył to zaczął coś o pomyłce i o małej Karpie i o...miłości!
Ot, i w końcu sprawa się wyjaśniła. Chłopak się zakochał, był zazdrosny i chcąc, żeby dziewczyna się pilnowała, anonim napisał i pod drzwi Karpów podrzucił. Tylko, że rano to Krachelia do kościoła pierwsza wstaje, wiec to ona kartkę znalazła, bo mała to o tej porze na drugi bok się przewraca. Chłopak co za kioskiem się schował, widział to i z pół godziny bił się z myślami co ma robić.
I tyle .
Koniec całej tajemnicy. I koniec naszego dochodzenia.
A swoją drogą ciekawe do czego byśmy z Karpową doszły i ile kropelek dałybyśmy radę jeszcze wypić, gdyby syn Pawłowskiej trochę dłużej za tym kioskiem posiedział.